kasta.news, służba więzienna

Przypadki nie istnieją

Niezdrowy połyk

Zakład Karny w Rawiczu to jedna z większych patologii w kraju. Słynie z tego, że ma jedną z najgorzej wyszkolonych grup interwencyjnych w Polsce. Grupa interwencyjna to grupa funkjonariuszy SW, którzy w razie potrzeby przebierają się w kamizelki z demobilu i udają komandosów.W taki sposób przygotowują się do pacyfikacji niebezpiecznych więźniów. Ktoś by mółgł rzecz, że to tacu więzienni komandosi. Prawda jest taka, że większość z nich nie nadawała by się do pilnowania półek w osiedlowym sklepie. Dwa miesiące temu siedziałem w dwuosowej celi z Armandem. Chłopak ten waży 65 kilo i miał w żołądku 30 -to centymetrowy druk, który połknał miesiąc wcześniej. Zdecydował się na ten krok po to, aby wywieźli go na operację do Łodzi. Miał już dość Rawicza. Administracja nie spieszyła się jednak z tym, aby go wywieźć. Leków przeciwbólowych też mu odmawiali. Gdy zaczynał żygać krwią, dawali mu ketonal, zamiast zadzwonić po karetkę. Któregoś dnia przyszedł do niego wychowawca i powiedział mu, że zmarła mu siostra. Wychowawca uznał, że Armando może zacząć coś odpierdalać, więc asekuracyjnie wezwana została grupa interwencyjna w ilosci 4 gadów ubranych w kamizelki, kominiarki, wysposażonych w pałki, gaz i tarcze. Przypomnę tylko, że Armando ważył 65 kilogramów, od kilku dni nie jadł, i miał w żołądku 30 – to centymetrowy drut. Przyszli po niego, zakłuli go w kajdanki i zaprowadzili do świetlicy. Tam oprawiali go przez 20 minut. Wykręcali mu ręce, bili z łokcia, wsadzali palce w oczy i kopali go po plecach. Gdy zaczął krzyczeć, zaczęli go przyduszać. Po wszystkim przyprowadzono go w kajdankach pod celę. Armando żygał krwią i zastanawiałem się, czy przeżyje do rana. Cała ta akcja zrobiła na nas duże wrażenie. Armando zastanawiał się dlaczego dostał wpierdol? Doszliśmy do wniosku, że chyba oberwał dlatego, że zmarła mu siostra. Na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że Armando będzie miał postawione zarzuty za napaść na funkcjonariusza SW. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że Armado nie stawiał w ogóle oporu. W końcu wyjechał na operajcę do Łodzi. Po oddziale chodzą plotki, że pseudokomandosi z SW szykują się na niego, jak wróci, żeby wjebać mu jeszcze dotkliwiej. Nikt nie wie co on im zrobił ,że aż tak go nie lubią. Sam oddziałowy powiedział mi, że po powrocie Armando dostanie niezły wpierdol po raz drugi i od razu pójdzie na izolatki.

Bilans ogólny

Ogólnie nie jest dobrze. Raczej jest do dupy. Teoretycznie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia W tym wypadku niezależnie od tego jak na to patrzeć, wygląda to chujowo.W ciągu dwóch miesięcy mieliśmy na oddziale cztery zgony.Trzech się powiesiło, a jeden zmarł, bo nie dali mu insuiliny.Cztery trupy w dwa miesiące to całkiem niezły wynik jak na oddział pod specjalnym nadzorem.Chyba nawet w Tarnowie nie mieli takiego przemiału. Będąc w ZK w Tarnowie byłem świadkiem dwóch zgonów.Kiedy oglądaliśmy z chłopakami telewizję, zza ściany dobiegły mnie krzyki. Potem dowiedzieliśmy się, że osadzony miał atak schizofrenii.Po chwili przyszła grupa tych kondomów w kominiarkach i wyciągnęła krzyczącego osadzonego z celi. Słychać było odgłosy uderzeń.na początku chyba tylko z otwartej dłoni, ale poten towarzystwo zaczęło się rozkręcać, bo słychać było głuche uderzenia zaciśniętą dłonią. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że chłopak jest na oddziale szpitalnym. Następnego dnia nie dożył. Poszła fama, że pękły mu wrzody i nie przeżył. W drugim przypadku osadzony miał atak padaczki. Dowódca zmiany razem z oddziałowym stali nad nim i patrzyli jak się telepie.Oddziałowy zapytał dowódcy zmiany, czy zawołać ma lekarza. Dowódca odrzekł : „Potelepie się trochę i mu przejdzie”. No i się tak „telepał” przez kolejne 15 minut. Kiedy dotarł lekarz, już nie dość, że się nie telepał. to również nie oddychał.

Ostatnio dużo się mówi o Mariuszu Trynkiewiczu. Media zrobiły z niego gwiazdę. Taki nasz polski Justin Timberlake. Nie wiem jak on przeżył te 25 lat. Oglądałem w telewizji wywiad z tym niby kumplem z celi Trynkiewicza. Żenujący spektakl. Nie wiem w ogóle skąd oni go wzięli i co on za głupoty pierdolił. Pornografia dziecięca w celi? Damskie majtki? W więzieniu, żeby mieć normalną pornografię, trzeba mieć czym za nią zapłacić i mieć dobre układy z oddziałowymi, aby tego nie zabrali. Taki Trynkiewicz na pewno takich układów nie miał. Wątpię, aby ktoś ruzykował dla takiego Trynkiewicza załatwienie materiałów o charakterze pedofilskim. Gdyby to wyszło, taka osoba miała by przejebane. Trynkiewicz to śmieć, który powinien być sprzątnięty 25 lat temu. Ale jako praworządny i w pełni zresocjalizowany obywatel. nie mogłem patrzeć na nadużycia jakie miały miejsce podczas „operacji Trynkiewicz”.Dlatego też złożyłem doniesienie do Prokuratury Generalnej o możliwości popełnienia przestępstwa przez służbę więzienną w Rzeszowie. Chodziło o to, że podrzucone mu zostały materiały pedofilskie dzień przed tym, jak miał opuścić więzienie po 25 latach odsiadki. Gardzę Trynkiewiczem i życzę mu wszystkiego najgorszego, ale znacznie bardziej gardzę służbą więzienną.

Idzie jesień

Chyba dopadła mnie jesienna dopresja. Zawieźli mnie na przesłuchanie do prokuratury w Rawiczu. W pokoju u prokuratora stała wielka, stara maszyna do pisania. jej widok trochę mnie podłamał. Nie wiem czemu, ale ogarnął mnie smutek kiedy tam tak siedziałem, a on pisał na tej starej maszynie do pisania. Kiedy wracałem po przesłuchaniu do więzienia; przez szybę policyjnego busa widziałem, że robi się coraz chłodniej. To oznacało, że noce będę jużcoraz bardziej chłodne i będę musiał spać w skarpetach. Jakby tego było mało. mendy założyły mi kajdanki na rękach wywijając je do tyłu, bo komendant główny tak zarządził. Bardzo bym chciał, żeby wszystko co kocha komendant główny szybko zdechło. Przeszło mi przez myśl, że przy kajdankach zpiętych w taki sposób i nie zapietych pasach bezpieczeństwa, zginał bym przy byle jakiej stłuczce. Może w taki własnie sposób komendant główny chce walczyć z problemem przeludnionych więzień? No i na dodatek tego złapała mnie grypa. Taka wisienka na torcie. Gardło mnie boli, z nosa mi cieknie i nic mi się nie chce. Staram się we wszystkim dostrzegać jakieś pozytywne strony, ale ostatnio jakoś nie mogę. Z każdej strony jestem kopany w dupę i powoli mam już tego dość.Czuję się jak biblijny Hiob. Pozostaje mi tylko nadzieja, że nie będzie aż tak źle jak w jego przypadku.Skończyły mi się płatki, a dziś na kolację będzie mielonka z krowich wymion. Przyszłość rysuje mi się w ciemnych barwach. Muszę chyba wziąć od lekarza jakieś antydepresanty.

Poniedziałek

W poniedziałek często robię pranie. Ale nie zawsze. Także w ponidziałek najczęściej ćwiczę w celi klatkę piersiową, ale to także nie jest reguła.Bywa tak, że rezygnuję z treningu klatki w celi i idę we wtorek uczynić to na siłowni. Czasem jestem leniwy i nic mi się nie chce. Wtedy daję sobie spokój i nic nie robię.Dochodzę czasem do wniosku, że nie mam motywacji do ćwiczeń i robię sobie dłuższą przerwę. Jedno w poniedziałek jest niezmienne. Wizytacja cel. Polega to na tym, że wychowawca wraz z oddziałowym wchodzą do celi i pytają z umśmiechem na mordzie, jak nam się zyje. Oddziałowy zawsze wchodzi do celi pierwszy, a ja zazwyczaj leżę wówczas na łóżku. Po nim wchodzi wychowawca i ciągle zadaje pytanie ilu jest na celi, chociaż – półgłówek- wie, że od kilku miesięcy siedzę sam. Ja zawsze odpowiadam tak samo: „bez zmian”. Potem jak zwykle zadaje pytanie „jak samopoczucie”, a ja jak zwykle odpowiadam „ujdzie”. Po tym wszystkim mówię mu, żeby dał mi kilka czystych kartek. Potem życzy mi miłego dnia. Ja ze względu na kulturę osobistą i dobre wychowanie, które wyniosłem z domu odpowiadam „do widzenia”. Kiedy drzwi celi się zamykają, w mojej głowie pojawiają się ciągle te same pyatania: czy on udaję idiotę, jest idiotą, a może chce mnie sprowokować? Czy oddziałowy jest pedałem ? I tak jest co poniedziałek. Ta monotonia mnie dobija.

Dzisiaj jest 10 października. Idą święta. Idę zaraz do psycholożki. Chciała ze mną pogadać, bo nie było mnie na dwóch spotkaniach, jak walczyć z nałogami. Jak dla mnie jest to jak najmniej kompetentna osoba do prowadzenia tego typu zajęć. Sama bowiem pije, pali i pruje się jak prześcieradło.Gdy powiedziałem jej, że mam jesienną depresję, dała mi płytę DVD , abym ją obejrzał. ZAdałem proste pytanie: „co to jest i po co mi to daje”. Odrzekła, że to film i żebym go sobie obejrzał. Po raz koeljny zatem powiedziałem, że mam depresję. Na to ponownie powiedziała, abym sobie obejrzał ten film. Ręce mi opadły i wróciłem do celi. Kiedy odpaliłem dysk na DVD. Film okazał się polskim dramatem. Patologiczna rodzina. Małżeństwo z dwójką dzieci. Facet traci pracę i zaczynają klepać biedę.Facet zaczyna pić i zdradzać żonę.Ona załamuje się nerwowo i próbuje odebrać życie sobie i dzieciom odkręcając gaz. Udaje się im przeżyć, ale później jest tylko gorzej. Nie wiem po jaką cholerę ta iodtka dała mi taki film. Po to żebym się pochlastsał? Jeżeli każdy kto przychodzi do niej z problemem z depresją otrzymuje do obejrzenia taki film, to mam wrażenie, że robi to po to, aby rozwiązać problem przeludnionych więzień. Normalna psychopatka, bo ja to inaczej nazwać ?

Zwierzchności

Na świecie panuje hierarchia. W każdym społeczństwie. W zakładach pracy, w kościele, w zakładach karnych, w wojsku, policji.Nawet w kontaktach towarzyskich. Nad księdzem jest proboszcz, nad proboszczem biskup, nad biskupem papież itd… Ja nie uznaję żadnej hierarchii. To ludzie tworzą stosunki zwierzchności i podlegają im wtedy, kiedy się na to zgadzają. W więzieniu także funkcjonuje hierarchia. Więźniowie są teoretycznie na samym dole tej struktury.Tyczy się to oczywiście tylko tych, którzy na to się zgadzają. Ja się na to nie zgadzam. Oddziałowy jest teoretycznie moim przełożonym. Pozwalam mu tak myśleć do momentu, w którym mnie nie wkurwi. Niejednokrotnie wymiana zdań między mną, a oddziałowym kończyła się wezwaniem psychologa i kilkunastoosobowej grupy komandosów w kamizelkach z demobilu.Jakiekolwiek struktury hierarchiczne są przeze mnie akceptowane, gdy jest mi to na rekę. Nade mną jest tylko Bóg i Jemu podlegam. Jestem sługą Boga i reprezentuję Jego samego. Ci, którzy występują przeciwko mnie, występują przeciwko majestatowi Boga. Ci, którzy się tego dopuszczają zasługują na ostrą reakcję z mojej strony. Szacunek to też rzecz względna. Mówi się, że starszym należy się szacunek. ja tak nie uważam, co nie oznacza, iż nie szanuję wszystkich. Kocham i szanuję moją rodzinę, moich najbliższych, a także wielu przyjaciół. Nie szanuję sędziów, prokuratorów, policjantów, a przede wszystkim służby więziennej. Nie wspominając o kilku wyjątkach, uważam ich za zyciowych nieudaczników. Od prawie dwóch lat, praktycznie nie ścielę łóżka.Podczas dnia, powinni być pościelone. Ja z natury jestem jednak leniwy. Nawet w wojsku nie nauczyli mnie ścielić łóżka. To znaczy nauczyli, ale zadanie to spoczywało na młodszych rocznikach. W Krakowie nawet nie zwracano mi uwagi na nie pościelone łóżko, dla świętego spokoju. W Międzyrzeczu wychowawca kilka razy zanotował, że nie ścielę łóżka. Prawdę mówiąc, mam głęboko w dupie te jego notatki. Łóżka nadal nie ścielę i prawdę mówiąc nie zamierzam tego robić w najbliższym czasie.

Czego oczekuje ode mnie Bóg ?

Na chwilę obecną wiem dokładnie, czego oczekuje ode mnie Pan Bog. Nie mam tu na mysli mglistych przeczuć, czy domysłów. Doskonale wiem, co będę robił w życiu po opuszczeniu więzienych murów.Pan Bóg często wysłuchuje moich modlitw, a czasami nie muszę się modlić o to, czego potrzebuję, bo Pan Bóg to wie i to spełnia. Bardzo mi zależy na ty, aby utrzymać formę. Czasami, leczbardzo rzadko proszę Boga, by moja forma rosła. W jaki sposób Bog odpowiada na moje prośby? W Krakowie, na większości cel, chłopacy ćwiczyli. Przez jakiś czas siedziałem z chłopakiem, który trenował tajski boks. Z treningów z nim dużo wyniosłem. W Międzyrzeczy siedziałem z ziomkiem, który od małolata trenował zapasy. Ze wspólnych sparingów również dużo wyniosłem. Pamiętajcie, że Pan Bóg nie zsyła nam więcej cierpień, niż byli byśmy w stanie udźwignąć.

Ćwiczenie przemiany

Trans, to odmienny stan świadomości. Będąc w transie poruszam się po płaszczyźnie wygenerowanej przez projekcję naszego umysłu. Ważne jest to, aby to „ciało”, które dysponujemy tam, dawało nam poczucie siły. Często, będąc w transie, widzę jakś przeszkodę, np. ścianę. Jeśli nie mogę jej obejść, to próbuję ją zniszczyć poprzez kopnięcie nogą. Skutkuje to jakby rozbudzeniem. Jeśli dysponujemy ciałem, które daje nam poczucie siły, możemy rozkazać tej ścianie się przesunąć.lub skorzystać z czit-akaszy, która w takich przypadkach sprawdza się idealnie. Dobrze jest, gdy to caiło ma już jakiś odpowiednik, który widzieliśmy, lub często oglądamy. Moje ciało, który służy mi w trakcie podróży transowych ma kształt dementora z filmu o Harrym Potterze.Dementorzy pojawili się w części zatytułowanej „Więzień Azgbanu”. Nie jestem fanem tego pierdoły w okularach wymachującego różdżką. Muszę jednak przyznać, że obejrzałem wszystkie części tego filmu. Raczej dlatego, że dysponowałem wówczas dość ograniczoną ilością kanałów. Na Polsacie leciał w każdą środę film z Sigalem, a w każdy piątek , na TVN- ie puszczali Harrego – pierdołę. Za Harrym Potterem przemawiał jeszcze jeden argument. Podobała mi się aktorka, która grała Hermiunę. Wracając jednak do ciała, które powinno mieć moc, powinno to być coś, co ma swoje odniesienie w rzeczywostości. Na przykład w jakimś filmie. Ważne jest też to, aby to ciało, którego będziemy używać w podróżach transowych miało charakter nadnaturalny. W podórżach transowych najlepiej jest być dementorem, demonem, aniołem, ginem lub inną istotą związaną ze sferą duchową.

Wszystko się łączy

Czasami podczas medytacji mam takie przebłyski – olśnienia.Właściwie doświadczam tego dość często.Przebłyski te dotyczą różnych spraw.Czasami bardzo prozaicznych, a czasami bardzo doniosłych.Ostatnio dotyczyły one wszystkich mitologii jakie znam. Doszedłem do wniosku, że wszystkie one mówią o tym samym. Posłuże się przykładem trzech najlepiej znanych mitologii: greckiej,skandynawskiej i biblijnej. W każdej z tych mitologii mowa jest o jdynym najpotężniejszym Bogu. Grecy bazywali go Zeusem, Skandynawowie Odynek Wszechojcem, a Biblia nazywała go po protu Bogiem najwyższym. Oprócz najwyższego Boha, byli też inni bogowie. Według Greków, mieszkali oni na Olimpie. Skandynawowie wierzyli, że zamieszkują oni krainę nazywaną Azgardem. W Biblii siedziba Boga i Jego aniołów nazywała się niebem. Mitologia grecka i skandynawska mówiła o kilkunastu bogach. Wg Biblii, aniołów Boga były miliony. Tych najważniejszych nigdy nie było jednak więcej niż trzech. W Grecji: Zeus, Posejdon, Hades. W Skandynawii Odyn i jego syn Thor. W Biblii ; Bóg, Jego Syn i Duch Święty. Wszystkie te trzy podania mówią o tym, że zanim na ziemi pojawił się człowiek i doszło do wielkiej bitwy według Greków bogowie walczyli z tytanami, według wersji skandynawskiej z olbrzymami, które przybyły z krainy wiecznego lodu.W Biblii, Anioł Boga walczyły z Lucyferem, który stanął na czedle buntu, chcąc objąć władzę w Niebie.W każdej z tych trzech wersji dobrzy Bogowie wygrywają, a złych czeka okrutny los. Pokonani tytani zostają umieszczeni w tartarze,zbuntowane anioły zostaną potępione i umieszczone w otchłani piekielnej, a lodowe olbrzymy po tym, jak zostaną pokonane wrócą tam, skąd przybyły. Wszystkie mitologie zgadzają się chyba w jednej kwestii.Wielcy przegrani kiedyś powrócą.Znowu dojdzie do wielkiej wojny. Co do finału, pomijając niuanse także są zgodne.Wojna rozegra się na ziemi. W sumie przy życiu pozostanie niewielu.Sama ziemia także ulegnie poważnym zniszczeniom. Źli zostaną ostatecznie pokonani i unicestwieni. Ziemia zostanie odbudowana i przemieniona w raj. Ta perspektywa nie napawa mnie optymizmem.

Tajemnica „zaczarowanej huśtawki”

Opierając się na poczynionych przeze mnie obserwacjach, chciałbym przedstawic wam technikę „zaczarowanej huśtawki”. Jest to niezywkle proste urządzenie, które w sposób mechaniczny wywołuje stany odmiennej świadomości poszerzając błędnik. Aby skonstruoać „zaczarowaną huśtawkę” będziemy potrzebowali kawałek deski lub dykty gdzie będziemy mogli się położyć, koc, wytrzymałą linę, opaskę na oczy, zatyczki do uszu, kilka dłuższych kawałków materiałowych pasków i pomocnik, który będzie nas bujał platformą. Tajemnica tego urządzenie polega na tym, że w dość prosty sposób zakłóca pracę błędnika.Kiedy jesteśmy przywiązani do deki, którą przez dłuższą chwilę huśta się nad ziemią i mamy odcięte bodźcie wzrokowe, to w końcu błędnik zacznie wariować.Wówczas jest idealny czas aby przystąpić do ćwiczenia „trzeciego oka”.

„Drugi podróżnik”

Przeciwieństwa może i się przyciągają, ale dużo bardziej lgną do siebie podobieństwa. Dłuższą chwilę zabawiłem w ZK w Rawiczu. Poznałem tam między innymi Kilera. Ksywa mało oryginalna. Jak nie trudno się domysleć, Killer odsiadywał wyrok 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo.Podczas mojej podróży po więziennym świecie, spotkałem co najwyżej kilku killerów. Ten Killer z rawicza w pełni zasługiwał na swój pseudonim.Dość szybko okazało się, że łączą nas wspólne zainteresoania i sfery nazwijmy to – duchowe.Killera interesowały podróże astralne, miał także na ten temat fachową literaturę. Dodam, że już od dłuższego czasu chciałem nabyć książkę o takiej tematyce. Nasza znajomość zaczęła się od wymiany informacji. Killer miał wiedzą teretyczną czerpaną zd wspomnianej wczesniej literatury. Nie udało mu się jeszcze wyjść z ciała, ale miał motywację i konsekwentnie do tego stanu dążył. Zacząłem go uczyć hipnozy, a także innych rzeczy dotykających zajwisk „z kręgu moich zainteresowań”. Tak więc w tym mrocznym i nieprzyjaznym świecie za murem było nas już dwóch.

Ufaj, ale kontroluj

Dzisiaj miało miesjce ciekawe zdarzenie.Od jakiegoś czasu biorę leki: „zolaks”.Żółte tabletki o cytrynowym smaku. Dzisiaj postanowiłem zażyć trzy na raz.Normalną biorę jedną dziennie.Nie powinieniem tego robić. Strasznie mnie po tym sponiewierało. W pewnym momencie chciałem głośno pierdnąć. Zrobiłęm to, ale poczułem się jakoś dziwnie. Zrozumiałem, że wydarzyło się coś złego.Przeżyłem szok, kiedy dotarło do mnie, że właśnie zesrałem się w gacie.Tego dnia popełniłem dwa błędy. Po pierwsze nie powinienem jeść tylu tych tableyek. Po drugie, powienien wiedzieć, że po zalaksie jestem dużo bardziej wyluzowany, co nie zawsze bywa dobre. Cała ta sytuacja miała także swoje pozytywne strony.Tego dnia miałem ćwiczyć barki, jednak nie za bardzo miałem na to ochotę.A pranie i tak musiałem zrobić, bo nie miałem już czystych skarpet.Z każdej tragedii trzeba wyciągnąć pozytywne wnioski.

Hiperwentylacja. Jednak jestem „za”

Hiperwentylacja na początku raczej mnie zniechęciła, bo jest to zjawisko nie do końca przyjemne. Gdzieś w głębi czułem jednak, że odpowiednio zastosowana, może okazać się przydatna.Potrzebowałem trochę czasu, aby się nauczyć ją wykorzystywać w pełni, do osiągnięcia stanów odmiennej świadomości. Jak już wspomniałem, sama hiperwentylacja zbyt przyjemna nie jest, ale przyjemne jest to, co następuje po niej.Odpisane poniżej ćwiczenie jest najbardziej odczuwalna techniką. Wrażenia z nią związane są bardzo silne.Ćwiczenie to, w sposób zanczny wpływa na organizm.Sam nie stosuję go częściej niż raz na tydzień. Nauczyłem tej techniki Killera i był pod dużym wrażeniem.Nie jest to mój autorski schemat. Ćwiczenie to zaczerpląłem z systemu ćwiczeń oddechowych o nazwie „rebirthing”. Wczasie tego ćwiczenia dość często pojawia sięzjawisko nabycia zdolności paranormalnych.Przynajmniej tam wyczytałem. Ja żadnych nie nabyłem, przynajmniej n a razie.Killer chyba też nie, bo nic mi o tym nie wspominał. Ale nie jest to przesądzone. Być może lada dzień takie umiejętności nabędziemy.Same wrażenia są jedank ciekawe. Killer podczas wykonywania ćwiczenia miał wizję. Widził jakiś stadion, na którym odbywał się mecz i jakąś starą księgę. Ja też widziałem stadion, ale pusty. I nie przy hiperwentylacji, ale przy iinym ćwiczeniu.

Zmodyfikowana wersja hiperwentylacji

Krok 1.Wygodnie leżąc, spowolnij oddech. Jak najbardziej. Kazdy wdech i wydech niech będzie dłuższy od poprzedniego

Krok 2. Kiedy oddech będzie wystarczająco spowolniony, rozpocznij intensywną hiperwentylację. Hiperwentylacja musi przebiegać na leżąco. Najpierw poczujesz mrowienie na twarzy.Oddechy muszą być szybkie i i głębokie. Wdech i wydech, wdech i wydech ustami. Pojawi się suchość w ustach i możliwe, że ślinotok.To nie będzie przyjemne, ale o tym już wspominałem. Możesz poczuć strach, że coś ci się stanie i chęć przerwania. Trzeba to jednak pokonać i jechać dalej. Pojawi się kłucie w boku. Dość mocne kłucie.Najczęsciej w okolicach wątroby, ale równie dobrze z oby stron.Pojawi się mrowienie czaszki i twarzy.Trzeba jednak jechać dalej.Mięśnie dłoni zaczną łapać skurcze. Dojdziemy do momentu, kiedy skurcz palców zacznie nam sprawiać ból.

Krok 3. Zaczynamy stopniowo spowalniać oddech. Przechodzimy na oddychanie przez nos.Powoli się wyciszamy, starając się ,aby każdy kolejny wdech i wydech był dłuższy.No i na tym etapie pojawiają się bardzo dziwne wrażenia. W zasadzie trudno je opisać. Są to jednak wrażenia bardzo przyjemne.Mogą one trwać od 10 do 20 minut.Wiem, że brzmi to trochę tajemniczo, ale doprawdy trudno to opisać. Kazdy może to odczuwać inaczej. Ja odczuwam silne wibrowanie każdego włókna mięśniowego.

Wpływ słońca na organizm człowieka

Ostatnimi czasy słońce coraz bardziej daje się we znaki. Szczególnie mocno widać to na spacerniaku. Nasz spacerniak to trzy odgrodzone od siebie place.Każdy otoczony siatką i zabezpieczony drutem. Ja i koledzy z mojego oddziału byliśmy na środkowym.Na drugim spacerniaku osadzeni grali w siatkówkę, a na trzecim w piłkę nożną. W radiu mówili, że tego dnia miało być 34 stopnie.Biorąc pod uwagę to, że nie mmay w celach pryszniców, granie tego dnia w gry zespołowe wydało mi się mało rozsądne.Z czasem jak słońce zaczeło przygrzewać coraz mocniej, chłopacy zaczęli się rozkręcać coraz bardziej. Tym, którzy grali w siatkówkę, piłka wyleciała poza ogrodzenie. Jeden z nich po krótkim namyśle postanowił przeskoczyć ogrodzenie.Kilkanaście metrów od tego spacerniaka znajduje się wieżyczka wartownicza, a w niej jeden z tych patałachów uzbrojony w „kałacha”.Osoby z ich wykształceniem i poziomem inteligencji nie powinne być zostawiane sam na sam nawet z mocniejszą petardą. Wracając jednak do tematu, pomysł z przeskakiwaniem płoty do mądrzejszych nie należał. Nasz lekkoatleta wdrapał się jedynie do połowy ogrodzenia i zrezygnował. Może uznał, że nie warto sobie ptuć spodni o drut kolczasty?A może po prostu się zmęczył. Tego się nie dowiemy. Na spacerniaku obok, jeden z więźniów zaczął wykonywać dziwne, nieskoordynowane ruchy tułowiem. Jego zachowanie wskazywało na objawy przegrzania słonecznego. W pewnym momencie ktoś kopnął do niego piłkę.Piłka leciała wysoko. Miał czas, aby się zastanowić jak ją przyjąć. Mógł to zrobić na głowę, na klatkę, na kolano. Zamiast tego wyprostował się jak struna, a piłka trafiła go w krocze.Biegający obok niego zawodnik z przeciwnej drużyny biegał jak oszalały, a po każdym kontakcie z piłką robił serię przysiadów.Pomyślałem, że tak wygląda udar.I pomyśleć, że w przyszłym tygodniu zapowiadają jeszcze ocieplenie.

Szkaplerz

Gdzieś w głębi mam w sobie coś zrycerza. Zawsze fascynowała mnie broń biała: noże, miecze, maczety.Lubię też koniec. Od niedawna noszę szkaplerz. To taki medalik z podobizną Michała Archanioła.Nie jest to jednak zwykły medalik. Szkaplerz powinien zostać nałożony przez kapłana. Osoba, która przyjmuje szkaplerz, zobowiązuje się do przestrzegania pewnych śliśle określonych zasad:

1. Zawsze i wszędzie stawać w obronie wiary

2. Brać czynny udział w walce Archanioła Michała, jaką toczy ze złymi duchami oraz ich stronnikami

  1. Zawsze i wszędzie stawać w obronie wiary
  2. Brać czynny udział w walce Archanioła Michała, jaką toczy ze złymi duchami oraz ich stronnikami
  3. Troszczyć się o dzieci i młodzież przed zgorszeniem moralnym
  4. Codziennie odmawiać modlitwy do Michała Archanioła, napisane przez Papieża Leona XIII
  5. Modlić się o powołania kapłańskie i zakonne
  6. W szczególny sposób obchodzić święta:
    • 30 stycznia ( bł. Bronisława Markiewicza)
    • 8 maja (objawienie Michała Archanioła na górze Gareano)
    • 29 września ( Świętego Archanioła Michała, Gabriela i Rafała)
    • 2 października ( świętych Aniołów Śtróżów)

Wszystkie te obowiązki można interpretować różnie. Szczególnie podobają mi się punkty: 1 i 6 . Patrząc na punkt 1 mam przed oczyma krucjaty i wyprawy krzyżzowe, a punkt 6 podoba mi się, bo wychodzę z założenia, że każdy pretekst do świętowania jest dobry.

Czym jest choroba psychiczna ?

Mam swoją własną teorię dotyczącą zaburzeń psychicznych.Sama choroba psychiczna, to zjawisko dość słabo poznane, by nie powiedzieć bardzo słabo.Posłużę się tu może przykładem psychozy arktycznej.Podczas polarnej nocy, wielu Eskimosów z Wysp Północnej Kanady popada w depresję. U niektórych zapaść pogłębia się i prowadzi do urojeń. Chorzy zaczynają wierzyć w to, że są lodowymi potworami „windingo”, żywiącymi się ludzkim mięsem.Pobudzeni tymi odczuciami odkrywają w sobie rządzę kanibalizmu.Stają się bardzo niebezpieczni dla otoczenia. Dziś przypadłości te leczy się lekami psychotropowymi. W czasach minionych, osoby takie były zabijane przez współplemieńców. Przyczyny tej choroby do dziś pozostają zagadką.

Lekarze psychiatrzy postrzegają ludzki mózg jako bardzo skomplikowaną maszynę, w której czasami coś się psuje. Widzę to podobnie, z tą jednak różnicą, iż dostrzegam weń pewien nieuchwytny element zwany duszą. Psychiatrzy i psychologowie nie bardzo biorą pod uwagę to, że istnieje coś takiego jak dusza. Osobiście uważam to za błąd. Pokazuje to, jak długa droga jeszcze przed nami do całkowitego wyjaśnienia tego arcytrudnego zagadnienia.

Dawniej, ludzie potrafili pogodzić się z prostymi faktami i chociaż nie do końca je rozumieli, przyjmowali je takimi jakimi są. Proste fakty to to, iź nie jesteśmy sami we wszechświecie, że istnieje nieuchwytna, wszechpotężna siła zwana Bogiem, a świat, który znamy, był już niszczony wiele razy. Nie wpomnę już o istnieniu duszy, co współczesna psychiatria wyklucza. Dla mnie istnienie pewnych zjawisk jest tak oczywsite, że brak wiary innych ludzi, jest wręcz dla mnie dziwactwem. Jeżeli coś wygląda jak kaczka, chodzi jak kaczka i zachowuje się jak kaczka, to…najprawdopodobniej jest to kaczka.

Niedawno oglądałem film „Transpormen’s”. Wbrew pozorom, film ten na niwie psychologiczno – psychiatrycznej niesie za sobą głębokie przesłanie. W konstrukcji maszyn i robotów nie ma żadnych elementów biologicznych. I tu nasuwa się pytanie, kto je skonstruował? W filmie poruszony został temat wiary tych robotów, pewności o swoim samostanowieniu.Czym jest ta wszechiskra? Oglądając ten fragment filmu przypomniała mi się Księga Hioba ” Powiedz, jeśli to wszystko poznałeś, gdzież jest więc droga, która prowadzi tam, gdzie przebywa światło?” No własnie, gdzie? Patrząc na pralkę wiemy, że ktoś ją musiał zrobić. Bo sama siebie nie wykonała. Nie skonstruowała jej też inna pralka, ani lodówka. Pralka nie posiada świadomości, nie może więc także samostanowić o sobie. Gdyby tak było, pewnego razu, w skutek ewolucji, tudzież maukowej rozmowy z inną pralką doszła by do wniosku, iż wspólnym przodkiem wszystkich pralek jest np. zapalniczka żarowa. Dość jednak tego naigrywania się z teorii ewolucji. Wbrew pozorom, nie twierdzę, iż elementy teorii ewolucji są błędne. To jednak, czy powstaliśmy od małpy, od żółwia, czy nietoperza nie ma dla mnie większego znaczenia, bo na którymś etapie i tak musiała się pojawić postać Konstruktora.

W ostatnim czasie miałem sposobność spotkania, rozmowy i obserwacji osób, u których stwierdzono zaburzenia psychiczne. Miałem okazję przyjrzeć się temu zjawisku. Ciekawą naukowo kwestią są „głosy”. Osoby mające problemy natury psychicznej często słyszą szepty, krzyki, odgłosy nakazujące im coś robić, lub czegoś nie czynić.Zastanawia mnie, dlaczego te głosy nigdy nie namawiają do zrobienia czegoś dobrego. Najczęsciej każą swoim ofiarom się ciąć, wieszać lub połykać różne rzeczy. Spotkałem się z przypadkiem osoby cierpiącej na schizofrenię paranoidalną, której „głosy” kazały się ciąć, a innym razem kazały się jej modlić. „Głosy” wzywające do robienia sobie krzywdy występowały w liczbie mnogiej. Głos nakazujący modlitwę był tylko jeden. Jeden z mężczyzn, Adam, któregoś dnia wziął żyletkę i wyciął sobie „logo” Adidas’a z jednej i drugiej strony kostki przez całą nogę. Kiedy się go spytałem po co to zrobił, nie potrafił sobie nawet przypomnieć, w którym momencie sięgnął po tą żyletkę.

Według mnie, problem nie tkwi w głowie takiego człowieka. Tutaj chodzi o coś, co przychodzi „z zewnątrz”. Porównał bym to do radia. Radio, to mózg, antena to ogólnie rzecz ujmując przekaźnik – świat, w którym żyjemy.U osoby zdrowej psychicznie, „łączność” między radiem, a anteną działa bez zarzutów. U człowieka, który cierpi na zaburzenia psychiczne pojawia się jakiś czynnik zewnetrzny, który zakłóca łączność, między radiem, a anteną. Ten czynnik zewnętrzny, w kórymś momencie zaczyna manipulować sygnałem odbieranym przez radio. Czasami się „przekierunkowywuje” tak, że radio odbiera sygnały z zupełnei innego przekaźnika.To nie radio jest zepsute. Pstrykanie przyciskami, bądź machanie anteną nie rozwiąże problemu. A przenosząc to na nasz grunt: faszerowanie podopiecznego lekami psychotropowymi także nie rozwiązuje problemu. To jakby całkowicie sciszyć radio. Przestanie szumiec, ale nie może cały czas być przyciszone, bo się po prostu spali.

Najbardziej przerażającym instrumentem, jakim posługiwali się psychiatrzy słuszniee mionych czasów do leczenia tego typu dolegliwości była lobotomia. Osoba, która wymysliła to narzędzie jest dla mnie takim samym psychopatą jak Stalin, czy Hitler. W dupie mam to, że był personą wysoce szanowaną w kręgach podobnych do siebie odszczepieńców. Czy, gdy mamy problem z radiem wydającym dziwne sygnały nakłuwamy go igłami z nadzieją, że wówczas się naprawi ?

Człowiek jest tak skonstruowany, że pewne rzeczy ma zakodowane w podświadomości. Zdrowi psychicznie ludzie nie jedzą odchodów, bo coś w ich głowach wysyła komunikat ” Nie jedz gówna. Ono ci zaszkodzi” Zdrowi ludzie także się w większośći przypadków nie tną. Nie mówię tu oczywiście o próbie samobójczej, bo jest to przypadek zasługujący na odrębny artykuł.

Na mojej drodze spotkałem także Piotra. Piotr cierpi na zaburzenia schizofreniczno – paranoidalne, a oprócz tego jest przesympatycznym i bardzo życzliwym człowiekiem. Miałem przyjemność przeprowadzić z nim wiele interesujących rozmów.Piotr widział demony, a wokół niego działy się przerażające rzeczy.Nie chcę teraz spekulować skąd przy nim się wzięły atakujące go demony. Kiedy Piotr przestawał to ogarniać, w którymś momencie usłyszał głos, który powiedział jedno jedyne słowo : „dość”. Ataki schizofrenii ustały, demony odeszły.Piotr powiedział mi, że ten głos był cichy, dobry i spokojny.Piotr głęboko wierzy, że to Bóg zabrał „głosy” z jego głowy. Wierzę, że Piotr zmagał się z poważnymi problemami. Wierzę, że sam by sobi e z nimi nie poradził. Tak, wierzę, że usłyszał Glos Boga.

Dlaczego Hitler burzył budynki ?

Z jednej strony pytanie może wydawać się głupie.Ktoś mógłby powiedzieć: Była wojna, to burzył. Pytanie jednak jest, po jaką cholerę Hitler z takim uporem zrzucał te bomy na Warszawę? III Rzesza była potęgą. Gdyby Hitler zdecydoał się wejść do Warszawy z piechotą, to opór Warszawy nie trwał by dłużej niż „Bitwa o Kuwejt”. Doszło by do masakry ludności cywilnej, ale ocalały by muzea, teatry, szpitale i różne wartościowe rzeczt trzymane przez Żydów w domach. Naziści mieli by potem co grabić. Hitler miał to jednak w dupie. On wolał zrzucać na Warszawę bomby.

Cofnijmy się do I Wojny Światowej. Wtedy to po raz pierwszy użyto gazów bojowych: gazu musztardowego, o ile dobrze pamiętam. Efekt był porażający. Ludzie padali jak muchy. Umierali w przeraźliwych męczarniach. Dlaczego zatem Adolf nie użył gazu musztardowego ? Niemcy dysponowali przecież gazami bojowymi w ilościach większych niż Amerykanie. Dlaczego zatem Hitler nie rozpylał nad stolicą gazów bojowych? Po takim etaku chemicznym, wystarczyło by rzucić na Warszawę kilka oddziałów, które dobiło by niedobitki i miasto zostało by zdobyte. W końcu mógł też zatruć zbiorniki z wodą. Miał dużo więcej finezyjnych możliwości niż bombardowanie.Poza tym najwicej ofiar było przy pierwszych nalotach. Potem ludzie wiedzieli, że trzeba się chować. Przecież nie byli głupi.

Reasumując te wszystkie rozważania nasuwa się pytanie, czy Hitler był idiotą? Hitler nie był idiotą. Nie był do końca normalny,ale z pewnością nie był idiotą. Zdecydował się na ataki bombowe z bardzo konkretnego powodu. Nie jest tajemncią, że Hotler był okultystą. Jednym z największych, jacy kiedykolwiek istnieli. Faktem jest, że był w posiadaniu wielu artefaktów ( m.inn. włóczni świętego Maurycego), które z całego świata zbierali dla niego zaufani ludzie. Weźmy chociażby symbol sfastyki. Jej pierwowzorem jest buddyjski symbol miłości i współczucia. Ale czarna sfastyka w białym kole na czerwonym tle to symbol wytwarzający silne wibracje w otoczeniu. Ten symbol silnie oddziaływuje na ludzką psychikę. Wymyślił podobno ten symbol po trzech dniach siedzenia na strychu. Hitler w okultyzmie doszedł bardzo daleko. Uzyskał odpowiedzi na wiele pytań. Zdawał sobie sprawę z tego, że w budynkach, głównie starych, jest nagromadzona duża ilość energii. Nie zależało mu na szybkim zdobyciu stolicy. Chciał wypuścić ze starych domów to, co było w nich najcenneijsze, od wielu lat uwięzione.Z pewnością dobrze wiedział co robi. Czy chciał wywołać koniec świata? Raczej mało prawdopodobne.Raczej chciał zmusić to, co zostało z tych budynków uwolnione, do posłuszeństwa.Trudno powiedzieć, czy to mu się udało. Gdzieś czytałem o młodej dziewczynie, która była opetana. Twierdziła, że wśró duchów, które ją dręczyły, był duch Adolfa Hitlera. Trudno powiedzieć, czy Hilter osiągnął swój sukces. Przecież przegrał wojnę. To jedno na pewno mu się nie udało. A co z resztą? Czy możliwe jest, że Hitler dalej konsekwentnie dąży do realizacji swoich planów na innej płaszczyźnie rzeczywistości? Myślę, że jest to bardzo prawdopodobne. Czy może to mieć wpływ na rzeczywistość, w której istniejemy? Trudno powiedzieć, ale nie jest to wykluczone.

Ponton

Ciężko mi wyrazić słowami pogardę, jaką czuję do większości psychologów i wychowawców więziennych. Na każdym z oddziałów jest co najmniej jedna administracyjna gwiazda, która wybija się ponad szerego. Na oddziale drugim za sznurki pociąga największa rawicka kurwa, znana jako „ponton”. „Ponton” ( lat ok. 60) już dawno powinien być na emeryturze. Pamięta jeszcze dobrze czasy komuny i widać, że szczerze za nimi tęskni. Przy okazji każdego większego święta, przez okna kilkuset gardeł dobiega „jebać tą starą kurwę Pontona”. Ponton znany jest z trzech rzeczy. Po pierwsze z tego, że jest za stary i już dawno powinien zrobić miejsce komuś młodszemu. Nie powinno być czegoś takiego, że stary komuch, który napierdalał gumowymi pałami górników z kopalni „wujek” jest teraz wychowawcą w zakładzie karnym. Ten jedbany śmieć jest tak przesiąknięty komuną, że pewnie nadal czeka na telefon od Jaruzelskiego z pozwoleniem na to, aby mógł nasz wszystkich rozstrzelać. Kiedyś z nim poszedłem porozmawiać z nim w sprawie przeniesienia z oddziały IV na oddział II. Nasza rozmowa polegała na tym, że gdy już go o to zapytałem, on pokazał mi breleoczek zrobiony z łuski „kałasznikowa”. Powiedział, że kiedyś resocjalizacja była szybka i ostateczna. Zapytał mnie, czy wierzę w resocjalizację. Powiedziełem, że nie. Dodał zatem, że w tej jednej kwestii się ze sobą zgadzamy i kazał mi wracać pod celę, a przeniesienia i tak nie załatwi. Dla jasności dodam, że z niczym się z tą kurwą nie zgadzam. Między brakiem wiary w resocjalizację spowodowanym tym, że SW nic nie robi, aby coś takiego jak resocjalizacja miało miesjce, a chęcią rozstrzelania każdego więźnia jest jednak niewielka różnica. Ponton, jest także znany z tego, że zkażdej pierdoły robi wielką aferę. Z niegroźniej kłótni pomiędzy dwoma osadzonymi potrafić zrobić taką aferę, że obaj trafiają na izolatki z prokuratorskimi zarzutami. Jeden za nakłanianie do buntu, a a drugi za handel narkotykami. Po trzecie, Ponton znany jest z tego, że na każdym kroku faworyzuje i chroni pedofili i osoby skazane za przestępstwa seksualne. Jeżeli Ponton dowie się, że pobiłeś pedofila załatwi ci izolatki i odiwedziny grupy interwencyjnej. Nie wiem czemu ten cwel ich tak chroni. Gdybym był złośliwy, powiedział bym, że wymieniają się treściami pedofilskimi. Nie jestem złośliwy, ale w tym może tkwić ziarnko prawdy.

Baśka, prawa ręka Pontona

Baśka to psycholog z oddziału IV. Ma z 40 lat, ale wygląda na 50.Alkohol i inne używki spowodowały spustoszenie na jej twarzy. Nie jest ani ładna, ani zbyt bystra. Jej wydaje się jednak, że jest zajebista. Ubiera się i maluje, jakby miała 18 lat. Nie wiem, czy jest upośledzona, czy tylko udaje.Baśka straciła w moich oczach już podczas pierwszej rozmowy.Próbowała błyszczeć na siłę inteligencją opowiadając jakieś zajebane chińskie przysłowia o małpkach i ukrytych orzechach. Każdą z tych opowieści kończyła sformułowaniem „przemyśl to sobie Łukasz. Zastanawiałem się, wychodząc od niej, co ona mi za misję daje. Ostatni raz kiedy z nią rozmwiałem, wezwała mnie o 9 rano. Dla wyjaśnienia dodam, że co prawda apel poranny mamy o godzinie 6.00, ale ja do 8.00 jestem jeszcze w piżamie. Około 8.30 myję dopiero zęby, tak więc dopiero na godz. 10.00 jestem w pełni gotowy aby stawić czoła wyzwaniom, które stawia przede mną nowy dzień. O godzinie 9.00 absolutnie nie jestem jeszcze na to gotów. Gdy tylko przekroczyłem prób jej gabinetu, usłyszałem „Łukasz, mógłbyś się ogolić, jak wiedziałeś, że do mnie idziesz” i spojrzała na mnie swoimi podkrążonymi oczami w taki sposób, żeby chyba zrobiło mi się przykro, że ją rozczarowałem. Nie chciało mi się jej tłumaczyć, że golę się tylko dwa razy w tygodniu, a ona nie jest żadną gwiazdą, dla której miał bym się golić na zyczenie. Spytała mnie, czy nie jest mi wstyd przychodzić takim nieogolonym do kobiety. Odpowiedziałem, że nie, bo ona ma już najlepsze lata za sobą. Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że zacząłem się zastanawiać, czy nie będzie chciała wbić mi długopisu w oko. Zamiast tego, zapytała, ile bym jej, na oko, dał lat. Wiedizałem, że to jest pytanie- pułapka, ale nie chciało mi się z nią gadać. W celi miałem jeszcze do wyprania podkoszulki. Powiedziałem, że tak na oka wyglądami na 50. Powiedziała, żebym „wypierdalał”, więc z radością wróciłem do celi. To była naza ostatnia rozmowa. Później widziałem się z nią już tylko, gdy stawałem na ukarania przed dyrektorem, a ta kurwa wnioskowała dla mnie o izolatki.

Nieugięty Sylwester

Ostatnie dni siedziałem w celi z koleżką o ksywie „Omen”. Omen siedział od paru ładnych lat i tego siedzenia trochę jeszcze przed nim zostało. Większość dzieciństwa spędził w poprawczakach. Można by było go zaliczyć do grona więziennych weteranów.Co jakiś czas ląduje na izolatkach. W każdym więzieniu, w którym był, a uwierzcie, że był w wielu, przynajmniej raz dostał wpierdol od tamtejszej grupy interwencyjnej. Ma już też za sobą kilka operacji, podczas których usuwali mu z żołądka ciała obce.Śmiało można powiedzieć,że Omen zaliczył już wszystko. Siedzieliśmy razem około tygodnia. Razem sćwiczyliśmy i robiliśmy na świetlicy sparingi. Wszystko było dobrze do momentu, w którym wychowawca uznał, że cela, na której razem siedzimy jest „za mocna”. Postanowił przerzucić „Omena” na drugi koniec oddziału, a mnie dać kogoś innego. Zanim jedank przyszedł do mnie nowy współlokator, wezwał mnie do siebie wychowawca.Nie miałem najmniejszej ochoty rozmawiać z tym przygłupem, ale poszedłem. Wychowawcę Wojtka zawsze uważałem za idiotę.Ale niektóre z jego idiotycznych pomysłów wykraczały poza wszelką skalę. Oświadczył mi, że oni tego więźnia bardzo nie lubią, bo pisze na nich skargi, dlatego mam mu „przykręcić śrubę”. Powiedziałem, że mi się nie chce. Wychowawca powiedział, że nie muszę nic robić, wystarczy, że nie pozwolę mu palić w celi i od czasu do czasu wypłacisz mu liścia”. Nie chciałem już mówić, że najchętniej to wypłacił bym liścia jemu, a nie jakiemuś więźniowi, którego nawet nie znałem. a którego winą było tylko to, że napisał na tych pajaców kilka skarg. Powtórzyłem więc temu idiocie z łuszczycą, że mi się nie chce i nic mu nie będę robił i wróciłem pod celę.

Gdy mój nowy współlokator został przyprowadzony, okazało się że ma na imię Sylwester i jest osobą paląca ( a ja nie). Ponadto ma jeszcze żółtaczkę. Zamiast od razu mu najebać, jak chciał tego wychowawca, napisałem mu oświadczenie, że jestem osoba niepalącą i powiedziałem, że może mnie powołać na świadka do sądu, abym zeznawał przeciwko wychowawcy. Doprawdy nie wiem, gdzie te przygłupy z SW mają mózg jeśli myśleli, że pójdę im na rękę. Oddziałowi i grupa interwencyjna nie mogli Sylwestrowi znów najebać, bo toczyła się już z prokuraturze jedna sprawa przeciwko nim z zawiadomienia Sylwestra. Chcieli więc, aby wyręczył ich w tym jakiś osadzony. A gdyby ten osadzony go pobił, to SW wykręciłą by sprawę temu osadzonemu, który go pobił, a samemu Sylwestrowi próbowali by udowodnić, że ostatnim razem też wu wjebał inny osadzony, a nie patałachy z SW. Nie owijając w bawełnę, ten jebany śmieć Wojtek chciał mnie wjebać na minę, tym bardziej, że wiedział, że mam jeszcze dwa tygodnie izolatek w zawieszeniu.

Jebać Wojtka – ciąg dalszy

Sądzę, iż gdyby wychowawca Wojtek miał przyjść na świat ponownie, to matka sama by go sobie wyskrobała. Sylawester telefonicznie prosił o rozmowę z sędzią penitencjarnym. Sędzina powiedziała mu, że porozmawia z nim osobiście podczas najbliższej komisji wokandowej. Kazała mu zrobić listę wszystkich zarzutów wobec pracowników SW. W dzień wokandy, oddziałowy chciał zabrać Sylwkowi tę listę. Kiedy groźby oddziałowego nic nie dały, do akcji wkroczył wychowawca. Powiedział, że bez zgody dyrektora, na komisje wokandowe niczego nie można wynosić. Jako wsparcie, przybył też pielęgniarz, potwierdzając słwa wychowawcy. Żenującą debatę rozstrzygnał telefon do sądu penitencjarnego. Sędzina potwierdziała, że czeka na tę listę. Wychowawcy pozostało już tylko jedno rozwiązanie. Zabić Sylwestra i upozorować samobójstwo. Gdyby miał więcej czasu, może i tak by własnie zrobił. Zakład Karny w Rawiczu, jest drugim, po Tarnowie miesjcem z największą ilością samobójstw wśró więźniów.Co najmniej 20% są to zwykłe morderstwa dokonane przez służbę więzienną. Niedawno wyniesiono w workach dwóch osadzonych.Dziadek, który pisał skargi na zakład karny dostał zawału. Oddziałowi albo nie wiedzieli jak, albo nie chcieli go reanimować. Cała akcja reanimacyjna polegała na tym,że stali nad dziadkiem i dyskutowali jakie ma szanse przeżycia. Oczywiście z takimi „ratownikami” szanse przeżycia były niewielkie. gdy dziadka zabrali do kostnicy, oddziałowi razem z kwatermistrzem zagrali sobie mecz cztuczną szczęką, która pozostała po dziadku. Drugi osadzony powiesił się na izolatkach, oficjalnie używając do tego worka na śmieci. Nie wiem kurwa, skąd on miał tam worek na śmieci. Na izolatkach nie można mieć niczego, nawet własnego ubrania. Ciężko jest na monitorowanej celi, nie posiadając żadnych sprzętów odebrac sobie zycie wieszając się. W Rawiczu wszystko jednak jest możliwe.

Na temat sędziów penitencjarnych mam mieszane uczucia. Było kilka przypadków, w których postawili administrację ZK do pionu. Wszyscy oni są jedank jednym chujem robieni. Osobiście niedobrze mi się robi, kiedy mam iść na tą komisję wokandową. Po co ja mam tam łazić, skoro i tak wiem, że ani przerwy w karze, ani przedterminowego zwolnienia nie dostanę. O 8 rano oddziałowy mi mówi, żebym się przygotował na komisję.Oczywiście mam to w chuju, bo wiem, że przyjdzie za jakieś dwie godziny.Faktycznie za dwie godziny przychodzi i prowadzi mnie do innego budynku. Tam zamknięty w ciasnym pomieszczeniu, razem z 20 innymi więźniami czekam na tą komisję. Przy dobrych wiatrach, do domu puszczą może jedną osobę. Od momentu w którym wszedłem do poczekalni, do momentu, w którym wszedłem na komisję mijają…4 godziny.Sędzia pyta się mnie o imię i nazwisko. Zastanawiam się, czy jest idiotą, czy tylko udaje. Sekundę temu wywoływano mnie po nazwisku. Trzyma w ręku moje akta personalne i pyta się mnie o nazwisko. Przedstawiam się jednak, aby tego cyrku dalej nie przeciągać. Mam wrażenie, jak bym brał udział w „Mam talent”. Efekt oczywiście wiadomy. I po co cała ta szopka ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *