Brak rezultatów
Czasami zastanawiam się, dlaczego ci idioci ze służby więziennej stosują metody, które nie działają. Weźmy na przykład taki Tarnów. Wszyscy wiedzą, że to jedno z najcięższych więzień w Polsce.Ale to gówno prawda, że Tarnów wybija małolatom marzenia o gangsterce. Tych, których Tarnów złamał. dało by się złamać w każdym innym więzieniu. Prawda jest taka, że większość młodocianych przestepców zamknietych w Tarnowie, po jego opuszczeniu jest twardsza, mądrzejsza i bardziej brutalna. Uważam, że bicie, torturowanie, poniżanie więźniów daje chujowe efekty. Oczywiście jakiś tam procent się załamie i zacznie współpracować z wychowawcami. Ale reszta stanie się bardziej zawzięta i wroga w stosunku do administracji.Staną się bardziej solidarni w walce ze słuzbą więzienną. I nie chodzi tutaj o jakieś bunty, czy zamieszki, ale głównie o pozwy i odszkodowania za naruszanie dóbr osobistych. Polscy więźniowie pozywający Państwo Polskie co roku otrzymują ogromne odszkodowania. Wygrywają procesy w Strasburgu. A to wszystko tylko dlatego, że w służbie więziennej pracują idioci, którym się wydaje, że stosując komunistyczne metody przysługują się społeczństwu.
Pseudowojsko
Osobiście bardzo denerwuje mnie to, że pracownicy służby więziennej próbują udawać żołnierzy. Stosują żargon wojskowy i próbują pozować na „starych żołnierzy”. Dziwi mnie to, tym bardziej, że większość tych idiotów nie była nawet w wojsku. Większość z nich także nie studiowała. Na jednej ręce policzyć tu można ludzi po studiach. Głównie są to wychowawcy, lecz także nie wszyscy. Jeszcze bardziej drażni mnie to, że te pedały próbują udawać wojskową „falę”.O „fali” w wojsku chyba kazdy słyszał. Istniała do momentu, kiedy w wojsku był pobór do zasadniczej słuzby wojskowej. W niektórych jednostkach jej nie było. W większości jednak istniała.Najbardziej brutalna i bezwzględna fala była w wojskach lądowych i lotniczych. Pobór do słuzby podzielony był na cztery okresy: wiosenny, letni, zimowy i jesienny. „Fala” za lepszych uważała tych, którzy powołani zostali w okresie jesiennym i zimowym. Pobór letni i wiosenny uważany był za gorszy.Za najlepszych uważano tych z poboru zimowego, za najgorszych natomiast z letniego. Chodzi o to, że pobór ziomowy, najcięższe szkolenie, tzw. „unitarkę” trwającą trzy miesiące przechodził w najcięższych, zimoych warunkach. Ten letni, przechodził ją w warunkach ciepłych i słonecznych, więc według „fali” najmniej wartościowym. „fala” to byli żołnierze, którzy mieli za sobą przynajmniej cztery miesiące służby. Zreguły na „falę” wchodziło się po sześćiu miesiącach służby. Nie działo się to jednak z automatu. Stara „fala” wybierała sobie poszczególnych członków i poddawała ich najróżniejszym testom. Ci, którzy ich nie przechodzili, drugiej szansy już nie mieli. Na koniec była „obcinka”. Polegała ona – najkrócej mówiąc- na tym, że kilkunastu, lub kilkudziesięciu starych żołnierzy biło do nieprzytomnośći tego, który był testowany. Do „fali”.Przyjmowano tych, którzy podczas testów wykazywali się dużą odpornością i odwagą. Reasumując, żaden z tych piździelców w szarych mundurach i napisem SW nie widział na oczy nawet „falowej” jednostki. A nawet jeśli któryś w niej był ,to od fali trzymał sie z daleka.
Kogutkowy i warty zewnętrzne
Siedzę aktualnie na celi z oknem na wieżyczkę wartowniczą. Czasem przyglądam się temu pajacowi, który tam stoi i zadaję sobie pytanie „Skąd oni, do kurwy nędzy tych wartowników biorą?” Kiedyś podczas spaceru, zacząłem się kłócić z jednym z tych piździelców z budki wartowniczej.Zaczęło się od tego, jak zaczał na mnie krzyczeć, abym nie sikał na spacerniaku. Ja ku kazałem spierdalać, a on mi zagroziłwypisaniem wniosku karnego. Zdenerwowany powiedziałem „Najlepiej mnie kurwo zastrzel za to, że się wysikałem”.Sprowadzili mnie ze spacerniaka i otrzymałem za karę zakaz dokonywania zakupów na 2 miesiące. Muszę powiedzieć, że nie darzę sympatią „kogutkowych”, czyli strażników stojących na wieżyczkach wartowniczych.Kiedy byłem w wojsku, wartowników dzielono na dwie grupy. Na tych do wart wewnętrznych i tych zewnętrznych. Do wart na terenie bazy nadawali się wszyscy. Oczywiście nie każdy nadawał się na wartonika, ale to już zupełnie inna historia. Na terenie bazy nic takiego się nie działo, co wymagało interwencji wartownika. Prawda jest taka,że do ich głównych obowiązków należało salutowanie napotykanym w bazie oficerom. Druga grupa przeznaczona była do wart zewnętrznych, czyli poza terenem bazy. Były to na przykład magazyny z bronią lub sekcje przechowywania rakiet. Wartownicy sekcji zewnętrznej pilnowali obiektów w lasach i daleko od bazy. Tam dużo się działo. Większość wartowników służby wewnętrznej nigdy nie oddała nawet strzału ostrzegawczego. Podczas gdy na służbach zewnętrznych wartownicy prawie codziennei zabijali dzika lub sarnę.Oczywiście nie wszyscy do wart zewnątrznych się nadawali. Osobiście byłem dumny z tego, że odbyłem blisko 80 wart zewnętrznych w czasie, kiedy zastrzeliłem wiele saren i dzików.Obserwując tych przygłupów na wieżyczkach, zastanwiam się, czym oni będą się mogli pochwalić po przejściu na emeryturę? Tym, że nawet przez 25 lat pracy nie oddali ani jednego strzału ostrzegawczego? Że wyspisał 10.000 wniosków karnych za sikanie przez więźnia na spacerniaku? Wnuki na pewno będą słuchać tych opowieści z wypiekami na twarzy.
Mydlenie oczu
Zostało 13 dni do Świat Bożego Narodzenia, a nie było jeszcze robionego świątecznego „kipiszu”. Chyba chcą nas wziąć z zaskoczenia. Zrobią go dzień przez Świętami. Około 8.30 był obchód po celach. Dziś był starszy wychowawca i był bardzo kuluralny i miły. Powiedział, że będzie chciał ze mną porozmawiać. Byłem leeko wstrząśnięty, lecz nie zmieszany. Na oddziale piętro niżej obchód robił ten cwel Wojtek, bo słychać był ojak kłócił się z jakimś osadzonym. Po kilku chwilach słychać już było, jak ktoś kopie w drzwi od celi, że chce rozmawiać z wychowawcą.Wychowawca chyba jednak nie chciał z nim rozmawiać, bo kopania przez osadzonego w drzwi celi robiło się coraz głośniejsze. Na dyżurce słychać było oddziałowego rozmawiającego przez krótkofalówkę, co mogło oznaczać, że za niedługi zjawią się te oszołomy w kominiarkach. Tak też się stało. Za około 10 minut wparowało ich dwunastu z tarczami i pałkami. Poczekali trochę, jak osadzony zmęczy się kopaniem w drzwi i wołanie mwychowawcy. Potem wpadli chłopakowi do celi. Szturm chyba nie był do końca udany, bo pacyfikowany się bronił.Słychać było odgłosy szarpaniny.Następnie troche cichsze jęki dawały podstawę do tego, że delikwent jest wleczony na świetlicę. Tam ponownie zaczął krzyczeć, więc z pewnością oprawiali go konkretnie. O godzinie 13.00 poszedłem na rozmowę ze starszym wychowawcą. W jej trakcie dowiedziałem się, że nie ma do mnie pretensji o to, że pozostaję w otwartm konflikcie z jego koleegą i nie ma zamiaru wyrzucać mnie z tego oddziału. Powiedział wręcz, że zastanawia się nad daniem mi od nowego roku płatnej pracy. Po powrocie do celi zaczałem zastanawiać się ile z tego co mówił było prawdą, a ile zakamuflowaną grą. Jestem coraz bardziej przekonany, że wspólnie z tym cwelem Wojtkiem uknuli przeciwko mnie jakąś intrygę. Nie wiem jeszcze jaką, ale z czasem się dowiem. Chyba naprawdę mają mnie za idiotę, jesli myślą, że zamydlą mi oczy propozycją płatnej pracy. Spodziewam się cały czas jakiejś prowokacji. Najbliższą kazję będą mieli w trakcie przedsitecznego kipiszu.Trzeba być czujnym i gotowym, aby właściwie i odpowiednio zareagować.
Zasłona dymna
Zaraz po śniadaniu, około godz. 7.30. słychać było dźwięki wskazujące na to, że kipiszowane są cele.Przyciszyłem telewzior i usłyszałem szczekanie psa. A więc kipisz przedświąteczny się zaczał. Zastanawiałem się do czego te kurwy się posuną? Do czego mogą się przypierdolić? Po chwili namysłu doszedłm do wniosku, że najprawdopodobniej zabiorą mi słoik i kubek. I prawie na pewno wezmą czajnik, bo odkleiła się od niego plomba.Leżałem na łóżku i przez dłuższą chwilę nasłuchiwałem.Wszystko wskazywało jednak, że kipisz ograniczał się do jednej celi. Ktoś głośno domagadł się zwrotu zdjęć rodzinnych. Po głosie słyszałem, że ty Sylwek. Ni bardzo wiedziałem, po co robili mu kipisz o tej godzinie, ale zacząłem się w tym wszystkim doszukiwać prowokacji. Jak się potem okazało, nie myliłem się. Sylwek stanowczo domagał się zwrotu zabranych rodzinnych fotografii, przy okazji wyzywając oddziałowego od cweli. Dołączyłem się i zawołałem głośno parę razy „jebać te kurwy w mundruach”. Dołączył się do nas także Bartek wołając „kurwy z SW mogą mi wylizać supę po sraniu”. Po chwili oddziałowy włączył na dyżurce na cały głos jakąś piosenkę disco -polo. Mimi zagłuszania muzyką i tak słychać było Sylwka jak krzyczał. A więc zaczęli go bić. Nie wiem po co włączyli tą muzykę, skoro i tak słychać było całą akcję z Sylwkiem. Dobrze słyszeli to też wychowawcy, psycholożka i kierowniczka. Do mnie i Bartka nikt się nie pofatygował podejść. Ja ważę ponad 90 kilo, bartek 110. Za to Sylwek niecałe 70.
Potem był obchód. Wychowawca pytał mnie, czy to ja dziś krzyczałem przez drzwi. odrzekłem, że nie. On na to, że nie dostanę zgody na dwie godziny widzenia z rodziną i będę miał do dysozycji tylko jedną. Powiedziałem, że mam to w chuju. I sobie poszedł. Na obiad była gotowana ryba, którą wyjebałem do kibla. Był tam ze mną tylko Zdzichu, bo Paweł jest na izolatkach. Bartek dopeiro niedawno wyszedł z izolatki, ale za tydzień znów tam wraca. Za tydzień święta. A jutro mam widzenie. i będę musiał wytłumaczyć Mamie, dlaczego jst ono tylko godzinę, a nie nie dwie.
Szczęście
W wiezieniu nie ma zbyt wielu rzeczy, które sprawiają człowiekowi przyjemność. Samo pojęcie szczęścia jest względne. W więzieniu człowiek jest szczęśliwy, jeśli obiad był na tyle dobry, że udało się w całości zjeść zupę i drugie danie. Przeważnie zaupa jest całkowicie niejadalna, a drugie danie je się, po usunięciu z talerza niezidentyfikowanych fragmentów. Niektórych uszcześliwia już to, że mają telewizor pod celą. Mnie osobiście uszczęsliwiają informacje o przypadkach morderstw dokonywanych na policjantach. Z samego rana, włączam sobie TVP Info i się relaksuję, słuchając, że gdzieś na świecie zabito policjanta. Wówczas nawet śniadanie lepiej mi smakuje. Większą radość sprawiła by mi informacja o zabitych pracownikach służby więziennej, ale takie rzeczy rzadko kiedy się zdarzają. Praca takiego frajera z SW nie jest tak niebezpieczna jak by się mogło wydawać komuś z zewnątrz. To nie Ameryk,a gdzie na jedne spacerniach wychodzą praktycznie wszyscy. I praktycznie wszyscy to mordercy powiązani z gangami. Polska jednak to nie Ameryka, a polska służba więzienna przypomina bardziej ochronę w supermarkecie. W polskich więzieniach większość osadzonych, to nie mordercy, tylko ludzie skazani za kradzież złomu, drobne kradzieże mienia, czy jazdę pod wpływem alkoholu. Oczywiście ci pajace opowiadają wdomach jak dzielnie służą społeczeństwu walcząc z niebezpiecznymi przestępcami. I jak narażają życie. Prawda jest taka, że to cioty niczego nie robią, a historie o atakach na pracowników SW są mocno naciągane.Osadzeni 24 godzine na dobe spędzają w celi. A kiedy cela jest otwierana, to robi się tak, aby na jednego osadzonego przypadało 3 gadów. A mówimy tutaj o osadzonych, którzy absolutnie nie przejawiają agresji. Niebezpieczni trzymani są na pojecynczych celach i poilnowani są przez dwóch funkcjonariuszy w kamizelkach kuloodpornych. na ręce i nogi zakładane im są kajdanki. Tak więc jeśli ktoś kiedyś Ci powie, że praca w więzieniu to balansowanie na granicy życia i śmierci, możesz parsknąć szczerym śmiechem.
Kwit, nagana, zemsta i kara
Ostatnio po raz kolejny zostałem ukaranhy wnioskiem dyscyplinarnym za wulgarne słowa kierowane pod adresem pracownika SW. Przez miesiąc nie będę mógł chodzić na siłownię i nie będę mógł otrzymać paczki żywnościowej. Kara w mojej ocenie zbyt surowa i nieadekwatna do przewinienia. Do winy przyznałem się jedynie częściowo. To znaczym przyznałem się do tego, iż doszło do wymiany zdań między mną, a spacerkowym. Wolałem bliżej nie przyblizać jej przebiegu i treści, aby się nie pogrążać.Spacerkowy swrócił mi uwagę, abym ubrał bluzę, którą ściągnąłem i położyłem na ławce. Myślę,że zrobił to, aby pochwalić się przed kolegą, albo żeby udowodnić samemu sobie, że jest godzien nosić mundur.Tego dnia nie miałem jakoś ochoty wchodzić z nim w dyskusję. W zasadzie to nigdy jej nie mam. Wyjaśniłem mu, że nie życzę sobie, aby taki śmieć jak on mówił do mnie na „ty”. Oraz gdzie może sobie wsadzić swoje żale. Kiedyś, gdy groził mi wystawieniem wniosu karnego powiedziałem mu, aby wsadził go sobie tam, gdzie pewnie nie jedną rzecz wciskał. Miałem wrażenie, że po powrocie ze spaceru, czekać na mnie będzie kilku cwelów, kolegów tego przygłupa, którzy będą chcieli ręcznie mi wytłumaczyć, że nie powinienem do ich kolegi z SW tak się zwracać. Postanowiłem, że wypierdolę mu tak, żeby resztki zębów chirurg musiał mu wyciągać z mojej ręki. o dziwo nikt na mnie nie czekał. Wezwany nastomiast zostałem do wychowawcy, który powiedział mi, że moim obowiązkiem jest okazywanie szacunku wszystkim pracownikom SW, bo ich rolą jest to, aby mnie wychować. Parsknąłem śmiechem i zostałem wyproszony z jego gabinetu.
Czasami mam wrażenie, że ono naprawdę wierzą w całą tą resocjalizację. Chodzą po tych korytarzach w kamizelkach z demobilu, starają się pokazać, że są kimś ważnym i starają się przekonać samych siebie, że są kimś więcej niż odrzutkami z wojska czy policji. Smutne to i żałosne. Kilka dni po tym jak zostałem ukarany zostało ogłoszone, że ze wszystkich cel zostaną zabrane kubi i słoiki.Kwatermistrz wyjaśnił,że chodzi o względy bezpieczeństwa. Podobno gdzieś doszło do sytuacji, że pracownik SW został rzucony słoikiem. Niewiadomo gdzie, niewiadomo czy w Polsce, ale wiadomo, że słoiki i kubki pozabierać trzeba. Myślę, że zamiast zabierać słoiki, lepiej było by nie zatrudniać idiotów. Nie było by wówczas prowokacji i nikt nie rzucałby w nich słoikami. Dwa miesiące przed napisaniem tego rozdziału byłem świadkiem, gdy funkcjonariusz SW z aparycji przypominający męską dziwkę, prowokował chłopaczynę, który kilka dni wcześniej dostał informację o śmierci ojca.Chłopak w końcu nie wytrzymał i mendzie przyjebał.Scholowali go na dźwięki, tam dostał wpierdol i teraz siedzi na izolatkach. A „funkcjonariusz” dostał urlop zdrowotny mimo, iż po kilku dniach nie miał już nawet śladu uderzenia.. Tak to właśnie wygląda. Wstyd i sromota.
Centralny Zarząd Służby Więziennej sformułował nowe zarządzenia ogólne i zaczęto je wdrażać we wszyskich zakładach karnych i aresztach śledczych w Polsce. Chodzi o to, że więźniowie mają być umieszczani w jednostkach oddalonych od miejsca zamieszkania nie dalej niż 100 km.. Cóż. Jesteśmy w Unii Europejskiej i Polska staje się krajem coraz bardziej cywilizowanym. Z Tarnowa przewieziono mnnie do Międzyrzecz, po kilku latacg spędzonych w Krakowie.Cięzko mi było się mentalnie przestawić na specyfikę każdej z tych jednostek. Jakbym miał określić AŚ w Międzyrzeczu, ocenił bym go jako „kurnik”. Gady jakieś takie pierdołowate. W ogóle wszystko tam jakieś takie nijakie było.Przyjechałem tam w nocy. Zwyczajowo, jak przy każdym przyjęciu dokładnie przeszukano wszystkie moje rzeczy. W Krakowie, nowo przyjętego sprawdzało 3 gadów i jeśli więzień był świeżakiem lub stwarzał wrażenie takiego, który nie będzie się bronił był na wszystkie sposoby prowokowany.
Prowokacje taka przede wszystkim obejmowała obrażanie rodziny osadzonego. A kiedy ten zaczał reagować na zaczepki, nieustraszeni funkcjonariusze SW, wzywali posiłki i przebiali na osadzonym ciosy i chwyty, które podpatrzyli oglądając gale KSW. Oczywiście to wszystko nie groziło osobom, po których widać było, że mogą się bronić.W Tarnowie natomiast na nowo przyjętego czekało co najmniej pięciu funkcjonariuszy i tam nie bawili się w żadne prowokacje.Prowadzili osadzonego w miejscem gdzie nie było kamer i tam go oprawiali. W Międzyrzeczu natomiast przyjmował mnie jeden oddziałowy. Od razu przyszło mi do głowy, że jak bym go strzelił w ten łeb, to by go dopiero znaleźli rano, pod biurkiem. Kiedy ów oddziałowy znalazł zrobiony przez mnie ze szczoteczki do zebów szpikulec z jego wyrazu twarzy wyczytałem, że takie rzeczy widział tylko na filmach. Przez dłuższą chwilę wahał się, czy nie zawołać na pomoc kolegów. Ostatecznie schował szpikulec do szafki,sporządził jakąś notatkę i zapytał się tylko skąd to mam. Odrzekłem, że nie mam pojęcia skąd to się wzięło w mojej torbie i najprawdopodobniej ktoś mi to podrzucił podczas transportu. Nastepnego dnia to samo powtórzyłem dyrektorowi, który koniecznie chciał wiedzieć po co mi to było potrzebne. Nie wiem, czy ten incydent miał na to wpływ, ale znów zaczałem być traktowany jak więzień niebezpieczny. Wszędzie byłem doprowadzany przez dwóch gadów, a czasem nawet trzech. Do tego poubieranych w te kretyńskie kamizelki z demobilu. W Międzyrzeczu spędziłem kilka miesięcy. Właśnie tam, psycholożka wysłała mnie na obserwację psychiatryczną do AŚ w Szczecinie, efektem czego trafiłem do ZK w Rawiczu,
Koniec znajomości z Sylwestrem
Po tym, jak Sylwek wrócił z rozmowy z sędzią penitencjarnym, przyszedł oddziałowy i powiedział, że wychowawca kazał mu się pakować.Po 15 minutach wrócił oddziałowy i powiedział, że wychowawca chce ze mną rozmawiać. Nie miałem za bardzo ochoty na rozmowę z tym półgłówkiem. W pokoju wychowawców, Wojtek zaczął mi coś pierdolić o prokuraturze i, że mi wykręci sprawę za fałszowanie dokumentów. Za bardzo nie wiedziałem o co temu przygłupowi chodzi i za bardzo się tym nie przejąłem. Oświadczyłem mu, że je także będę musiał zawiadomić prokuraturę odnośnie jego poczynań i wyszedłem. Za jakieś 20 minut przyszedł oddziałowy i powiedział, że obaj mamy się pakować. Dodam, że na oddzile jest tylko kilka osób, które nie boją się ze mną siedzieć. Cała reszta wolał by się pociąć, niż przyjść do mnie na celę. Po uływie kolejnych 15 minut przyszedł oddziałowy i powiedział, że jedynie ja mam się pokować.Po upływie kolejnych dwóch godzin dowiedziałem się, że przenoszą mnie na dwuosobową celę, ale będę w niej siedzał sam. No i teraz siedzę sam. Sylwek został na tamtej celi. Dali mu do celi jakiegoś pedofila, więc znajomość z Sylwestrem została zakończona.
Piątek – kolejny dzień rządów cwela Wojtka
Wojtek nie nadaje się na wychowawcę i nie jest to tylko moje zdanie. Jednak tylko ja mówię to głośno. Rano, gdy odbierałem śniadanie, zastanawiałem się, czy kierowniczka oddziału przyjmie mnie jeszcze w tym roku, czy już w przyszłym.Mamy listopad, a ja piszę sie do niej na rozmowę od dwóch miesięcy. Bierze na te rozmowy wszystkich wokół. tylko nie mnie. A potem dziwi się, że gdy już się doczekam, nie mam jej już nic ciekawego do powiedzenia.I to ma być kurwa oddział terapeutyczny. Trzy lata tu siedzę i nie chodzę na żadną terapię.Na terapię zajęciową się według nich nie nadaje. To na jaki chuj trzymają mnie na tym oddziale? „S-ki” z papierów sciągnąć mi nie chcą, bo twierdzą, że mój stan psychiczny nei jest jeszcze uregulowany. A jak się ma ustabilizować skoro na terapię nie chodzę, pracy mi nie dają, od roku nie rozmawiał ze mną psychiatra, a kierowniczka od 3 miesięcy nie chce mnie przyjąć. Co chwila mnie tylko przerzucają z jednej celi do drugiej. Dwie psycholożki poszły na urlopy macierzyńskie. Została tylko ta alkoholicznka Baśka, która ze mną nie rozmawia. Na oddziale czwartym znowu jest ten pedał, który chodząc buja się jakby pod pachą nosił telewizor. Myślę, że nawet ta Baśka by mu najebała. Wychowawca Paweł, z którym mam w miarę normalne relacje jest na miesięcznym urlopie. To jego drugi urlop w ciągu trzech miesięcy. Zastanawiam się za co te kurwy biorą pieniądze…
„Janusz Palikot”
Rodzina to podstawowa komórka społeczna. Mechanizm, którego zadaniem jest prokreacja i podtrzymanie istnienia gatunku. Z niepokojem obserwuję próby degradacji i wypaczenia tego mechanizmu. Zgoda na mażłeństwa homoseksualne, już sama w sobie jest anormalna. Próby przepechnięcia ustawy, aby takie „małżeństwa” mogły adoptować dzieci, to już jawne stąpanie na krawędzi, nad którą niechybnie stoimy.Jedynie ślepi ignoranci mogą nie widzieć w tym realnego zagrożenia. Przeraża mnie głupota ludzi, ich krótkowzroczność, łatwość, z jaką przeciwstawiają się dziełu stworzenia. Kiedy ten nawiedzony świr Palikot, zatruł umysły ludzi hasłami „wolnej miłości”, równości i innego roadzju bzdurami, które są próbą zatrucia ludziom umysłów – coś się zaczęło w społeczeństwie psuć. Palikot to antychryst, który pod płaszczykiem dobrego wujka, który każdemu chce zrobić dobrze, skrywa swoją prawdziwą naturę obłudnika i zwodziciela, który ma jasno określone cele. Jego celem nadrzędnym jest zanieczyścić plugastwem świętą instytucję rodziny. Sączy on swój jad, który niestety skutecznie zatruwa serca ludziom.Ludzie słuchają podszeptów złego.Janusz Plikot jest jak gangrena, jak rak. Diabeł ma twarz Palikota – człowieka, który sabotuje Polske. Organizator konferencji, na których prezentował świński łeb i swoje nonsensowne pomysły jesty złem wcielonym. Usta ma pełne frazesów i chwytliwych haseł.Palikot jest jak garść odchodów wrzuconych dziecku do zupy. Jesyt on realnym zagrożeniem dla Polski i dla wszystkiego co dobre.
Więzienne powiedzonka
Ogólnie przyjeło się, że plicjantów nazywa się psasmi, Policjant to pies, a radiowóz to suka. Ja jednak wolę ich nazywać mendami. Nazywając policjanta psem, chcemy wyrazić pogardę dla tego zawodu. Pracowników służby więziennej nazywa się gadami. Ich dyżurka to gadówka, lub kondonówa. Pracowników SW nazywa się także: cwelami, patałachami,śmieciami.W mojej ocenie, określenie gady jest tutaj jak najbardziej trafne. Pies gryzie, gdy ma zęby i wzbudza respekt.Nie można powiedzieć, że pies jest głupi. Czasy milicji dawno już minęły. Dzisiaj policjant musi mieć jakąś zaoczną maturę. Pies potrafi szybko biegać i może ugryźć. A gad ? Tu sprawa wygląda zupełnie inaczej. Przedstawiciele SW lubią myśleć, że więźniowie uważają ich za zimnych i pozbawionych uczuć. My jednak wcale ich za takich nie uważamy.Nie chodzi tu też o gadzią zwinnoiść, czy błość. Nic z tych rzeczy, choć pewnie wielu z nich tak to sobie właśnie tłumaczy. GAD ( pracownik SW) w odróżnieniu od PSA ( policjanta) jest głupi. Większość gadów, to ludzie bez szkoły. Gad, w odróżnieniu od psa jest tchórzem. Przykład ? Dwóch psób pójdzie na interencję do mieszkanie, w którym jest nawet kilkanaście osób. Aby wyprowadzić z celi jednego awanturującego sie wieźnia potrzeba aż trzech gadów. Przeważnie jednak czterech, lub sześciu. Gad w pojedynkę jest zerem. Tylko w większej grupie czuje się pewniej.
Gady śmierdzą. Kiedy tylko zaczyna się robić trochę cieplej, od oddziałowych trąci potem. Pies gryzie na rozkaz. Swoich też potrafi ugryźć, lecz też na rozkaz. Gady są inne. Jeden drugiego podpierdala przy bele okazji i bez powodu. Dyżurka oddziałowego zwyczajowo nazywa się kondonówą, bo wedle starej więziennej tradycji oddziałowi się tam onanizują, a także uprawiają seks analny z kolegami z nocnej zmiany. Oczyiście zawsze pamiętają o konieczności używania prezerwatyw. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Ostatnio napisałem skargę, bo zaczeła mnie już wkurwiać ta soja, którą faszerują nas dzień w dzień. 7 razy w tygodniu była na obiad soja. Gdzie my do kurwy nędzy jesteśmy? W Guantanamo? Żeby to było jeszcze jakoś przyrządzone, dał bym już spokój. Ale tego po prostu nie da się jeść. Po dwóch tygodniach otrzymałem odpowiedź na moją skargę. Od kilku dni nastąpiły zmiany w menu.Zaczęli nam teraz dawać dwa razy mniej jedzenia. Wczoraj dostałem taką porcję ziemniaków, że w pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś żart. Co prawda ziemniaki były wyjątkowo czyste, bo zazwyczaj są spleśniał i sos zjadliwy, ale było tego wszystkiego na pięć ruchów widelcem. Zupy tego dnia nie było w ogóle. Nie wiem, czy to jakaś nowa strategia resocjalizacji? A może jednak terapia? Disiaj byłem też na spotkaniu z więzienną psycholog, która wysłała mnie na terapię dla anonimowych alkoholików.Od ośmiu lat siedzę w więzieniu. Wódkę widziałem tylko w telewizji. Na chuj mi spotkania o tematyce „jak rozpoznać problem z alkoholizmem?” Jak ja mogę mieć problem z alkoholem? Wolałbym iść na terapię, na której by mi powiedzieli co mam zrobić, gdy na obiad dostanę brudne ziemniaki, albo śmierdzącą kiełbasę. To by mi się bardziej przydało.