Czasami zastanawiam się, po kiego gryba jest ten oddzał, teoretycznie dla osób z zaburzeniami psychicznymi.Osoby, u których stwierdzono zaburzenia, powinny do licha siedzieć przecież w psychiatryku.Tutaj, nikt nikogo nie leczy. Z psychiatrą można się spotkać raz w miesiącu, lub raz na dwa misiące. Nie ma tustałego psychiatry, który dyżurowałby na oddziale i który mógł by przepisać odpowiednie leki. Średni czas czekania, aż oddzałowy przywlecze swoją dupę pod celę, z której woła go osadzony to około 20 min. Zdarza się jednak czekać i 2 godziny. A jeśli któryś z osadzonych dostanie ataku schzofrenii? Jeśli krzyczy, wrzeszczy i miota się po celi, oddziałowi mają z tego zabawę. Dopóty, dopóki osadzony nie zacznie robić sobie większej krzywdy, nawet nie jest wzywany lekarz.Za to za każdym razem wzywani są ci matkojebcy w kominiarkach. Przyłazą i pacyfikują takiego osadzonego. Jeśli zastosowana przez nich pacyfikacja go nie uspokoi, wzywany jest lekarz. i to ma oddział terapeutyczny? Jeśli u kogoś stwerdzili naprawdę chorobę psychiczną, to powinni go leczyć w szpitalu psychiatrczynym,a nie zamykać w więzieniu, gdzie jest workiem treningowym dla debili w kominiarkach.
W moim przypadku prawie normą jeest, że praktycznie cały czas jestem w konflikcie z wychowawcą, lub którymś oddzaiłowym. W Krakowie z wychowawcą, w Międzyrzeczy z psycholożką, w Tarnowie w sumie z nikim, ale tam chcieli, żebym zgnił na izolatkach. Tu w Rawiczu też nie jest lepiej. W Krakowie wychowawcy nie lubiłem i okazywałem mu to na każdym kroku. Po prostu zwyczajnie mnie wkurwiał. Psycholożkę z Międzyrzecza na początku nawet lubiłem, ale gdy wysłała mnie na obserwację psychiatryczną do Szczecina, moja sympatia do niej prysła.
W Tarnowie przestali mnie lubić jak tylko tam się zjawiłem. Mieli tam dziwny zwyczaj robienia kontroli osobistej przy otwartych drzwiach, w dyżurce oddziałowego. Większość osadzonych czuje się w takich sytuacjach mało komfortowo. Gdy człowiek stoi na golasa na środku pomieszczenia i widzi przez otwarte na ościerz drzwi ludzi, w tym kobiety: pielęgniarki, psycholożki, wychowawycznie, może się czuć nieswojo. Przebywając w Krakowie, wiele miesięcy siedziałem w celi z kamerą. A to oducza człowieka poczucia wstydu. Bywało tak, że gdy byłem w izolatce, przez większość dnia chodziłem po celi na golasa. Głównie po to, aby okazać mój szacunek do SW. Dlatego tarnowskie praktyki nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Brak poczucia wstydu jest spowodowany oczywiście poczuciem pogardy dla SW. Oczywiście nie latał by m nago przy kimś, kogo szanuję. A pracowników SW traktuję jednakowo. Czy to mężczyzna, czy też kobieta. Tarnowskie lachociągi były zbulwersowane tym, że dobrze się bawię stojąc przed nimi na waleta odpowiadając na ich pytania. Chyba nic ich bardziej nie mogło wkurwić niż więzień machający im kutasem przed oczami. Dlatego mnie tam nie lubili.
W Rawiczu zresztą jest podobnie. Cały czas jestem w konflikcie z pomocnikiem oddziaowego o ksywie „kartoflany cwel”. Pseudonim wział się z tego, że jego twarz przypomina kartofla. Konflikt nasz polega na tym, że przy każdej okazji mówię mu co o nim sądze i kim dla mnie jest, a on średnio raz w tygodniu robi mi kipisz w celi.Próbuje też znaleźć pretekst, aby wyspisać mi kwita i wysłać na izolatki, ale na to jest trochę za głupi. „Kartofel” ma macno ograniczone słownictwo i często ma problem, aby sklecić logiczne, poprawne zdanie. Dlatego ogranicza się do tego, aby rozwalić mi łóżko. Nie wdaje się ze mną w dyskusje, bo w ten sposób tylko się ośmiesza. Jebać kartofla i te jego żałosne podchody.
Są przepisy dotyczące służby więziennej regulowane rozporządzeniami Unii Europejskiej. Mimo, że Polska jest pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej, z żaden sposób nie przestrzega tych przepisów i się do nich nie stosuje. Służba więzienna nie respektuje absolutnie tych norm i wymagań.
Weżmy sobie na przykład Zalecenie REC ( 2006 r.) Komitetu Ministrów do państw członkowskich Rady Europy w sprawie Europejskich Reguł Więziennych:
23.4 ” Konsultacje oraz inna komunikacja, w tym korespondencja na tematy prawne między więźniami, a ich pełnomocnikiem jest poufna”.
Przynajmniej tych kryminałach, gdzie siedziałem, przepis ten respektowany nie jest. Jeśli chodzi o rozmowę telefoniczną z adwokatem, to nawdt nie ma technicznych możliwosci, aby takowa była poufna. Więźniowie dzwonią z budek telefonicznych znajdujących się na korytarzu. Rozmowy te są nagrywane i na bieżąco podsłuchowane przez oddziałowych. Jeśli chodzi o listy, to także te urządowe są czytane przez wychowawców.
24.12 „Więźniowie mają prawo komunikować się z mediami”
W każdym takim przypadku wyrażić zgodę na wizytę dziennikarzy mysi dyrektor zakładu karnego. I trzeba go przekonać, że nie będzie się źle mówiło o służbie więziennej”.
32.2. „Zakazany jest transportowanie więźniów w pojazdach z nie dostosowaną wentylacją lub oświetleniem, albo w jakikolwiek inny sposób narażający ich na niepotrzebną fizyczną niwygodę lub poniżenie”.
Nie raz i nie dwa , kiedy byłe mprzewożony z jednego więzienia do drugiego, byłem zamykany w pojedynczym, ciasnym boksie wielkości szefki na płaszcze, bo dwódca konwoju uznał, że mogę rozrabiać. Niejednokrotnie podczas takiego konwoju ja i inni osadzeni mieliśmy załozone kajdanki. A jechaliśmy po kilkadziesiąt kilometrów. Jednego razu jeden z więźniów dostał atatku padaczki. Osrał się i oszczał. Przez całą podróż, któa trwała kilka godzin, mężczyzna ten leżał na podłodze jadącego busa. Latem w pojazdach do transportowania więźniów jest taki skar, że ludzie mdleli i tracili przytomność. Krzesełka w tych pojazdach są małe i plastikowe. jeśli podróż trwa kilka godzin, jest naprawdę bardzo niewygodnie.Czasami podróż tra więcej niż 7 godzin.
60.3. „Kary cielesne i inne formy nieludzkiego, poniżającego traktowania są zakazane”
To, że więzień dostał „wpierdol” na dyzurce, można chyba potraktować jako karę cielesną.
68.1. „Stosowanie łańcuchów i kajdanek jest zabronione”
Przez 9 miesięcy, przy każdym wyjściu z celi byłem zakuwany w łańcuchy i kajdanki. Wszyscy więźniowie na „N-kach” są doprowadzani w łańcuchcach na spacerniak.
75. Personel zakładu penitencjarnego wykonuje swoje obowiązki w taki sposób, by oddziaływać na więźnia dobrym przykładem i wzbudzać jego szacunek.
I tego, kurwa, nawet nie będę komentować.
54.4. „Proces przeszukiwania nie może prowadzić do poniżania przeszukiwanej osoby”
Podczas kontroli osobistej, oddziałowy zagląda więźniowi w dupę. Dla niektórych może to być trochę poniżające.
54.8. „Więźniowie są obecni podczas przeszukiwania cel i ich osobistego mienia”.
Przeszukania cel wyglądają tak, że więźniowie wychodzą z celi i zamykani są na świtlicy.. Tam czekają od 5 do 2o minut, po czym wracają do celi, gdzie wszystko jest rozjebane do góry nogami. Nigdy niew spotkałem się z czymś takim, aby więźniowie byli obecni podczas przeszukania celi.
Pierwsze wrażenie
Często pierwsze wrażenie bywa mylące. Lecz nie zawsze. To co wywarło na mnie największe wrażenie, gdy przekroczyłem progi zakładu karnego w Rawiczu to poziom intelektualny pracujących tam oddziałowych. Poziom ten ocenił bym na czwartą klasę szkoły podstawowej. Nie wiem, może Rawicz to wylęgarnia debili? Mamy tu 4 oddziały. Na pierwszym, aż takiej patologii nie ma. Od czasu do czasu widzę tam tego cwela „jeżyka”, na którym ta kamizelka wisi jak na strachu na wróble. Nie wiem po co mu ta kamizelka? Bo chyba nie spodziewa się, aby któryś z wieźniów nagle zaczął do niego strzelać? Na oddziale drugim jest „łysy”. Znany jest on z tego, że bez pwoodu drze ryja. Wydaje mu się, że wówczas wszyscy będę go mieli za ostrego zawodnika. Prawda jest jednak taka, że wszyscy go mają za idiotę. Na oddziale trzecim pracuje „lechu”. Zwany też „lachosławem”. „szakirą” lub po prostu „naplet”. Ten na każdym kroku stara sie udowodnić jaki jest twardy. A w efekcie jest obiektem drwin nawet ze strony innych oddziałowych. No bo jesli ktoś udowadnia swoje „męstwo” tym, że dogryza więźniom z uposledzieniem umysłowym, którzy nie są w stanie mu rzucić ciętej riposty, lub jeśli grozi pobiciem osadzonym ważącym po 50 kilo…koledzy z pracy mają go za pajaca. Na oddziale czwartym nie ma aż tak barwnych postaci. Wydaje mi się, że większość pracujących to oddziałwoych, to geje, ale może się mylę ?
Święta są już blisko
Znowu przenieśli mnie na celę pojedyncza, ale tym razem „rogówkę”. W taki sposób w gwarze więziennej nazywa się cele znajdujące się na rogu budynku. Te cele są strasznie chujowe. Obiecałem już kierowniczce, że nie będę już obrażał cwela Wustka, i nie będę też pisał na niego skarg do prokuratury.Ale po paru dniach się rozmyśliłem. Więc za karę przeniśli mnie na tę „rogówkę” Jak już wcześniej wspomniałem, jest tu strasznie chujowo. Cela jest mniejsza, niż ta, na której dotychczas siedziałem. Nie działa kaloryfer i na ścianie jest grzyb. Przez pierwszy tydzień za bardzo się tym nie przejmowałem. jednak z biegiem czasu uznałem iż nie będę tolerował tego grzyba. Zmyłem go ze ściany wodą z solą. Jestem w tej celi już prawie dwa tygodnie, ale nie robiłem tu jeszcze porządnego sprzątania. Mamy luty i zaraz święta. A przed świętami zrobią generalny kipisz. Znowu wszystko przewrócą do góry nogami i na marne pójdzie całe moje sprzątanie. Do pracy przy rozwożeniu pokarmów na pewno mnie już nie wezmę. Skład teraz jest taki, że bym się tam raczej nie odnalazł. W tej ekipie jest teraz „Beczka”. To facet, który zamordował swoją żonę, trójkę swoich dzieci, a ich zwłoki trzymał w beczkach za domem. Przy wydawaniu posiłków pracują także gwałciciele, w tym jeden który zgwałcił swoją córkę. Tak więc ekipa jest zajebista. Rzekłbym „drużyna pierścienia”.
Ciekaw jestem jakie zajęcie dla mnie ma od stycznia pani kierownik. Bo jeśli w styczniu przyjdzie mi powiedziec, że mam wracać do „kajfuski” to powiem jej, żeby „spierdalała”. Takiego składu to, bez kitu, nigdy tu jeszcze nie było. Tylko Trynkiewicza na tych garach jeszcze brakuje.
Wojtek szaleje
Dziś na spacerniaku dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Dwa dni wcześniej, gdy nie było mnie na cparze miała miesjce bójka, w której brał udział mój ziomek. Ten gość już na spacery nie chodzi. A facet, który siedział z Armandem został gdzieś przeniesiony. Po prostu się nie dogadywali. Uprzedziliśmy go, że na następnym spacerze zostanie przekopany, więc załatwił sobie u wychowawcy przeniesienie na inny oddział. Po trzech godzinach z powrotem dali go jednak do nas, na trzeci. Na spacerniak raczej nie wyjdzie, więc będziemy go musieli dorwać na łaźni. Mojego kolegę, który pracuje na łźni, chcą wyjebać z roboty, bo nie mówi „dzień dobry” temu cwelowi „Wostkowi” – wychowawcy. Okazało się, że ten cwel „Wostek” nigdzie się nie przenosi i zostaje nadal wychowawcą na oddziale trzecim. Chyba tylko w Rawiczu można zjeść na obiad gulasz wołowy, składający się z gotowanej soi i rozgotowanej pastewnej marchewki. Co za pierdolony hemorojd robi te obiady? Do zjedzenia nadawały się tylko ziemniaki, ale stwierdziłem, że nie będę jadł samych ziemniaków, więc zrobiłem sobie kaszkę mannę. Na kolację był rozgotowany makaron z rozwodnionym mlekiem.Więc znowu zrobiłem sobie kaszkę mannę. Wychodzi na to, że kaszka manna jest dobra na wszystko.
Lampy
Ktoś powinien zainteresować się, jak wydawane są publiczne pieniądze w Zakładzie Karnym w Rawiczu. Pomijając remont ogrodzenia, na który podobno wydano milion złotych, a który ograniczył się do zamontowania kilku kamer i rozciągnięcia zasieków na płocie. Bardzo ciekawe jest to, że prawie co roku robiony jest remot kostki brukowej i chodnika obok spacerniaków. Z roku na rok ten chodnik wyglada jednak coraz gorzej. Do pracy tej oddelegowywani są więźniowie, którzy robią to za darmo. A te płyty chodnikowo rok w rok są przekładane, więc nowych kupoać nie muszą. A pieniądze na te niby remobty dostają z budżetu państwa. W tym roku zakład karny otrzymał ogromne dofinansowania na różnego rodzaju kursy dla osadzonych. Tylko nikogo na te kursy nie biorą. Z mojego oddziału, na kurs kucharza wzięli jedną osobę. Mnie wychowawca ani razu nie zaproponował żadnego kursu. Cele od trzech lat nie były malowane, a oodziałowi litrami wynoszą farbę do domów.Szafki w celach i półki na telewizory się rozpadają, a dowódcy zmiany ze stolarni wynoszą sobie do domów robione przez więźniów na zamówienie meble, stoły ogrodowe, huśtawki. Mój kolega dostał kiedyś od wychowawcy zamówienie na trzymetrową ławkę, którą chciałsobie zamontować na działce. Odmówił, więc z pracy go zwolniono. A w katach wpisali mu, jak o powód zwolnienia, że kradł rozpuszczalnik. Dosłownie ręce opadają. Co chwila kurwy jebane podnoszą ceny w kantynie. A jak ostatnio moja mama kupiła mi na widzeniu coś do picia i do zjedzenia, okazało się, że to co znajdowało się na stole, nie pokrywało się z tym co było npisane na paragonie.Wcześniej w ogóle paragonów nie dawali. W kantynie zwrotów nie przyjmują, a jak człowiek zacznie walczyć o swoje, od razu straszą, że zadzwonią po tych śmieci z grupy interwencyjnej. Na oddziałach znowu twierdzą, że oni nie odpowiadają za kantynę, bo w kantynie pracują cywile.
Czwartek
Wstałem, zjadłem śniadanie, na które dali gównianą mielonkę, chyba ze zdechłego psa. Trochę poćwiczyłem i poszedłem na spacerniak.Armando powiedział mi, że widział na naszym oddziale tych śmieci z grupy interwencyjnej. Ja ich nie widziałem, ale nie miałem powodu nie wierzyć Armandowi. gdy wracaliśmy ze spaceru, okazało się, że Armando miał rację. Na oddziale było ich ośmiu wyposażonych w wielką plastikową tarczę.Na coś, lub na kogoś czekali. Kiedy oddziałowy zamknął za mnę drzwi celi, zaczałem nasłuchiwać. Po kilku chwilach, ze świelicy zaczęły dobiegać tłumione jęki i krzyki. Wskazywało to ewidentnie na to, że w świetlicy ktoś jest bity.Jęki te słysalne były na całym oodziale. W tym czasie słyszałem na korytarzu głos kierowniczki, pielęgniarki i psychologa.Osadzony jest bity w świetlicy przez ośmiu oszołomów, a te kurwy sobie w najlepsze robią pogadanki na korytarzu.Za jakieś 20 minut sprowadzali do łaźni więc naocznie mogliśmy przekonać się, jak komandosi od siódmej boleście przenosili okrutnie pobitego więźnia na oddział pierwszy. Po jakimś czasie przybył do nich dowódca zmiany, poprzybijali sobie piątki i weszli do celi, gdzie leżał skatowany więzień. Byliśmy na tyle blisko, że słyszeliśmy jak przed tym jeszcze parę razy go kopnęli. Kiedy się kąpaliśmy, cały czas słychać było krzyki tego więźnia. Dopiero po kilku minutach oddziałowy wpadł na pomysł, aby włączyć wentylator i w ten sposób zagłuszyć krzyki pobitego wieźnia. Kąpiąc się, myślałem, czy kiedyś ktoś się za to weźmie i pociągnie do odpowiedzialności karnej tych śmieci z SW za ich przestępczą działalność.
Piątek
Gdyby rano wraz ze śniadaniem dali mi rewolwer z jedną kulą, to od rau palnął bym sobie w łeb. Z czego oni, kurwa, robią temielonki? Tego gówna naprawdę nie da się jeść. Po raz kolejny musiałem wyrzucić śniadanie i zrobić sobie kaszkę mannę. Zrobiłem sobie pranię i przyszedł wychowawca: cwel Wostek z kierowniczką. Zapytał mniem czy nie mam koca. Nie za bardzo wiedziałem o co mu chodzi? Jeśli chodziło im, że znaleźli koc, który zgubiłem miesiąc temu przenosząc sie z celi do celi, wolałem się do tego nie przyznawać. Kzali by mi bowiem za ten koc zapłacić. Udałem więc, że go nie słyszę i po krótkiej chwili poszedł sobie „w pizdu”. Po tym ich śmiesznym obchodzie poszedłem na spacer, z którego po 10 minutach mnie ściągnęli, bo przyjechał do mnie policjant spisać zeznania. Sprawa dotyczyła szeregu zawiadomień, które złożyłem na tego cwela Wostka do prokuratury.Ucieszyło mnie to bardzo, więc ochoczo poszedłem złożyć zeznania. Kiedy to uczyniułem, szczęśliwy wróciłęm na spaceranik z poczuciuspełnionego obowiązku. Tam diowiedziałem się, że do siłowni nikt dzisiaj nie wychodzi. Paweł załątwił sobie farby i maluje cele, a Zdzichu idzie do szkoły. Omen już nie chodzi, a Armando będzie, ale dopiero od przyszłego tygodnia. Uznałem że sam tam iść nie będę. na obiad była znowu gotowana ryba w całości, więc tego gówna nawet nie odbierałem i zrobiłem sobie kaszkę mannę kurwa mać. A na kolację „buduń”, gluzy ze skrobii ziemniaczanej i kostka tłuszczu roślinnego. Włączym telewizor, a tam „Hobbit”. W tamtym tygodniu cała tryloisa leciała, ale w telewizji uznali, że możemy obejrzeć jeszcze raz. Nigdu nie będę płacił abonamentu.
Maść
Zapisałem się do lekarza, bo od kilku tygodni ostro daje mi sie we znaki bark. Parę lat temu nabawiłem się kontuzji, która co jakiś czas mi się odnawia. Pomagała mi zawsze masć przeciwbólowa „naproksen”. Poszedłem więc do tego ambulatorium. Lekarz zapytał mnie, co mi dolega. Powiedziałem więc, że bark. On odrzekł, że chyba mnie jednak tak mocno nie boli. W tamtym momencie zrozumiałem, że żadnej maści dziś nie dostanę. Zwróciłem mu uwagę, aby nie rżnął głupa i nie popisywał się przed pielęgniarkami. Frajer zrobił się czerwony i zagroził wezwaniem grupy interwencyjnej. Powiedziałem mu więc, aby wsadził sobie w dupę tę maść, na co on powiedział, że w tej chwili wypisuje mi wniosek o ukaranie.Zamiast maści, dostałem wniosek karny, więc moę uznać tę wizytę u lekarza za nieudaną. Dopiero na drugi dzień, na spacerniaku kolega dał mi dwie tuby maści rozgrzewającej. Duża część pielęgniarzy i pielegniarek pracujących w SW to ludzie zwolnieni z publicznych szpitali, lub też tacy, którzy nie radzili sobie w wolnościowej pracy. Lekarze nie są tutaj zatrudnieni na pełnym etacie i przychodzą tutaj raz w tygodniu. Tak bardzo jednak wczuli się w klimat więzienny, że czują się jak więzienni klawisze.Zaraz chcą wzywać grupę interwencyjną i chcą wystawiać wnioski karne.
Transport Armanda
Spacer zrobili nam dzisiaj o 7 rano. Dla mnie zdecydowanie za wcześnie, więc postanoiwłem go sobie darować. Na śniadanie zrobiłem sobie płatki owsiane na mleku, bo tę mielonkę, którą zaserwowali z rana od razu wyjebałem do kibla. Nie mogłem nie odebrać śniadania, bo regulamin tego zabrania. Jeśli osadzony nie odbera śniadania, to oddziałowy wypisuje mu wniosek o ukaranie. Traktują to bowiem jako protest głodowy i próba wywarcia presji na administracji zakładu karnego. Zrobiłem sobie pranie, a o 10.00 zaprowiadzili nas na łaźnię. Tam dowiedziałem się, że ten frajer,skazany za przemoc domową i bicie matki, który ze mną ostatnio siedział, został dość mocno pobity i zmolestowany przez swojego nowego współosadzonego. Nie wychodził od tej pory ani na spacery, ani na łażnie. Dowiedziałem się także, że Armanda chcą jutro wywieźć do Wrocławia. Najprawdopodobniej dlatego, że powołałem go na świadka w sprawie zawiadomienia do prokuratury, które złożyłem na tego cwela Wostka. Dla mnie sprawa jest prosta. Cel jest taki, aby zniechęcić go do składania zeznań, które wiązały by się z koniecznością jeżdżenia do prokuratury w Rawiczu. Cała ta sytuacja bardzo Armanda wkurwiła i tylko nakręciła do tego aby zeznawać przeciwko wychowawcy.Zaskoczył mnie też łaźniowy który wymieniał ręczniki. Poprosił mnie o adres kancelarii, do której pisałem w sprawie odszkodowania za warunki, jakie panują w Rawiczu. Jestem zdecydowanie za tym, aby wszyscy więżniowie składali pozwy przeciwko ZK w Rawiczu za skandaliczne warunki bytowe.
Wracając z łaźni zobaczyłem tego cwela Wostka z kierowniczką. Normalnie bym go olał ,ale że stał z kobietą, powiedziałem „dzień dobry”. Kierowniczka odpowiedziała, a Wostek bąknął coś pod nosem. Nie odezwałem się, ale postanowiłem, że ta kurwa ode mnie „dzień dobry” już nigdy nie usłyszy. Resztę dnia spędziłem w celi, więc nic ciekawego się nie działo.Potem był tylko gówniany obchód, gówniana kolacja i Świat według Kiepskich na Polsacie.
Inspekcja
Rano, na śniadanie dostałem kawałek suszonej kiełbasy. Zacząłem się zastanawiać, czy mamy dzisiaj jakieś święto, czy coś im się pojebało w tej kuchni. Po śniadaniu chciałem nalać wody do czajnika, ale okazało się, że nic z niego nie leci. Byłem więc pewien, że na pawilonie jest jakaś kontrola Sanepidu, badź innej instytucji. Zawsze kiedy takowa się odbywała, nie było wody. Kolega pracujący w łaźni wytłumaczył mi dlaczego tak się dzieje. Woda zewnętrzna, miejska jest puszczana jedynie na takie kontrole, a dla więżniów codziennie jest używana woda z własnej studni głębinowej.Woda ta nie przeszła by żadnych badań, dlatego wiięc postawili na taki „myk”. Obecność kontrolerów w zakłądzie, daje podstawy do tego, aby sądzić, iż dzisiejszy obiad będzie zjadliwy. o 14.00 kontrolerzy chyba ciągle byli na terenie zakładu, bo zaserwowali nam ziemniaczki i kotleta schabowego, co nie zdarzyło się tu przez ostatnich kilkanaście miesięcy. Ponadto była bardzo smaczna surówka i zupa jarzynowa z widocznymi kawałkami warzyw. Do wieczora kontrolerzy zdążyli juz opuścić zakład, bo na kolację był stary chcleb i mielonka bez jakijkolwiek daty ważności.
Wizyta u okulisty
Dwa tygodnie temu zapisałem się do okulisty. W końcu mnie do niej zaprowadzono. W gabinecie, razem z nią obecnych było trzech oddziałowych. Siedziała z nimi jak święta krowa i wpierdzielała ciastka. Powiedziała oddziałowemu, żeby zamknął mnie w poczeklani, bo teraz jest zajęta. Przyjęła mnie za jakieś 15 minut. Na wstępie zapytała mnie czego sobie życzę. W związku z tym, iż byłem już mocno wkurwiony czekaniem, powiedziałem jej, że nie wygląda mi na wróżkę, któżkę, która mogła by sprłnić moje życzenia. Chyba ją to dotknęło, bo zaczęła krzyczeć, że zaraz mogę wrócić pod celę, bo ona mi żadnych badań robić nie musi. Grzecznie zwróciłem jej zatem uwagę, że ona mi żadnej łaski nie robi, bo jest tutaaj jak dupa od srania. Po to, aby te badania robić każdemu, kto jest chory. Odrzekła, że zaraz zawoła oddziałowych, a oni już mnie nauczą kultury. Tym mnie już bardzo zdenerwowała. „Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. Rób kurwo te badania” – powiedziałem jej wyraźnie podkurwiony. Naszą rozmowę łyszeli oddziałowi. Przyszli i powiedzieli, żebym się zbierał pod celę. Odrzekłem, że nigdzie nie pójdę, bo ma mi zrobić badania. Na co odpowiedzieli, że zaraz zawołają grupę interwencyjną. Uznałem, że nie chce mi się z nimi szarpać, więc wróciłem pod celę.Badań mi nie zrobiła, a ponadto wypisała mi wniosek o ukaranie. W środę będę stawał przed dyrektorem i chyba pójdę na izolatki.
Nowa płyta
Po gównianym śniadaniu, po celach zaczął chodzić kwatermistrz razem ze swoim pomagierem „ludomirem”. Ludomir to największy śmieć na oddziale.Został skazany za gwałt na własnym bracie.Ludomir jest pupilkiem oddziałowych i wychowawców. Cały dzień chodzi po korytarzu, sprząta pokój wychowawcy, dyżurkę oddziałowych. Podchodzi też pod cele, podsłuchuje i zdaje relację „gadom” o czym rozmawiają ze sobą osadzeni. Dlatego też ta kurwa chodziła z kwatermistrzem po celach, aby się rozejrzeć i móc powiedzieć wychowawcy co ktoś ma nielegalnego: np dodatkowa grzałka, kubek, dodatkowa butelka, której skończył się termin ważności.Słyszałem jak kilka cel obok ktoś krzyczła, że jak Ludomir wejdzie do jego celi, to po prostu urwie mu łeb. Po krótkiej chwili słychać już było, jak po shcodach biegli ci pajace z grupy interwencyjnej. Za chwilę słyszałem odgłosy jak ktoś był wleczony na świetlicę. Po chwili otworzył się drzwi od mojej celi i pojawił się kwatermistrz z Ludomirem. Powiedziałem oddziałowemu na samym wstępie, aby zabrał stąd Ludomira, bo zajebię mu takiego kopa, że nie osra.
Oddziałowy zaprowadził mnie na pustą celę i tam zamknął. Wrócił po mnie za jakieś 20 minut. Wróciłem do sswojej celi, gdzie czekał na mnie uśmiechnięty kwatermistrz. Zauważyłem, że koło muszli klozetowej założył mi płytę wiórową, która dotykała samej ziemi. Ta, którą miałem do tej pory miała 30 cm. szparę od ziemi. Zapytałem się kwatermistrza po kiego grzyba to zrobili? Odpowiedział, że ulepszyli mi kącik sanitarny. Wytłumaczyłem mu, że trzeba być idiotą, aby wpaść na taki pomysł, bo gdy będę się kąpać, to woda będzie wsiąkać w tę płytę i będzie ona gniła. Kwatermistrz upierał się, że tak nie będzie i wszystko będzie dobrze. Pochwalili się też, że zalepili mi dziury w ścianie. Popatrzyłem tak nia niego, potem na te ściany i zapytałem, od kiedy dziury w ścianach zakleja się silikonem? Odpowiedział, że teraz tak się robi.
Ręce opadły mi do samej ziemi i kazałem mu już iść, bo nie chciało mi się już z nim gadać. Zdenerwował się i powiedział, że wypisze mi zaraz wniosek karny. Odpowiedziałem, żeby wziął kalkę i od razu wypiał osiem. Zrobił głupią minę i poszedł. A ja zastanawiałem się, czy rozjebać tą płytę od razu, czy poczekać, aż zgnije. Na obiad znowu była ryba gotowana razem z flakami i ziemniaki. Potem zaprowadzili mnie do kantyny. Zrobiłem zakupy, a sprzedawczyni zapytała mnie, czy nie chcę kupić trochę słodyczy dla dzieci z domu dziecka, bo jest taka akcja, że więźniowie kupują słodycze dzieciom z domów dziecka. Odrzekłem, że nie będę kupował słodyczy, bo z zasady nie wierzę służbie więziennej. Powiedziałem, że zpewnością połowa znich trafi na stoły pracowników SW, a ja nie mam zamiaru finansować im ciasteczek do kawki. Odrzekła, że jestem bezczelny, a za takie gadanie, może mi wypisać wniosek karny. Powiedziałem jej, żeby spierdalała i wróciłem do celi.
Czystki
Ostatnio administracja zakładu karnego w rawiczu wydała wojnę wszelkim przejawom niezadowolenia ze strony osadzonych, Niedawno, mój kolega, osadzony Marcin napisał skargę na wychowawcę, że w czasie godzin pracy smaży sobie kiełbaski na elektrycznym grillu. Dyrektor wezwał Marcina na rozmowę, która zakończyła się umieszczeniem Marcina na izolatkach. Inny osadzony Szymon, napisał list do sądu penitencjarnego, w któym opisał, jak tutejsza grupa interwencyjna bije więźniów na świetlicy. List ten nawet nie został wysłany z zakłdu karnego, bo przechwycił go wychowawca. Za to do Szymona wysłana została grupa interwencyjna. Z celi nieprzytomnego zanieśli go do izolatki. Napisali, że miał atak schizofrenii. Teraz siedzi na celi jednoosobowej i szprycują go psychotropami.Wczoraj kolej przyszła na Pawła -łaźniowego. Wracał z łaźni i chciał wejść do celi załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Oddziałowy nie chciał go wpuścić, bo nie chciało mu się ruszyć dupy z dyżurki. Tego dnia dniówkę na oddziale miał oddziałowy „Disco”, zwany też „saku” lub „człowiek biegunka”. Paweł się zdenerwował i krzyknął, żeby ruszył dupę i otworzył mu celę. Oddziałowy albo poczuł się urażony, albo się przestraszył. Albo też i jedno i drugie. Tego nie wiadomo. „Człowiek – biegunka” od razu zadzwonił po grupę interwencyjną, a że Paweł to kawał chłopa i waży ponad 100 kg, przybiegło ich piętnastu.Zabrali go na izolatki, a potem wrócili zdemolować mu celę.Nie stawiał oporu, bo wiedział, że może się to dla niego skończyć postawieniem dodtakowych zarzutów o napaść na funcjonariusza SW. Celę demolowali mu przez blisko pół godziny. To standardowa procedura robiona w zemście przez tych oszołomów. Robią tak, aby wszyscy wiedzieli, że oni tu byli i przeprowadzili interwencję.Chyba chodzi im o to, aby każdy widząc taką celę pomyślał „O kurwa….ci to się nie pierdolą”. Niestety efekt jest odwrotny. Każdy kto widzi taką celę myśli ” O kurwa….ale idioci”. Kiedyś kierowniczka powiedziała, że jest z nich dumna. ja tam powodów do dumy nie widzę. Bo z czego można być dumnym, skoro zbiega ich sie dwudziestu, aby najebać jednego osadzonego? Po każdej takiej „interwencji wszyscy się z nich śmieją. Za to wszystko co zrobił, robi i jeszcze będzie robił nasz kochany młodszy wychowawca oddziału c/3 dedykuję mu ten wiersz:
Ten wiersz jest o tobie zapyziały cwelu o piskliwym głosie jak po wzięciu helu jebać Wojtka tą jebaną burą sukę z wielką przyjemnością wyjebał bym mu w mukę ta twoja morda do chuja niepodobna nigdy w życiu nie będzie modna skąd ty się kurwo wziąłeś na tym padole? żeby cię śmiciu wpierdoliły mole twój ojciec chyba eksperymentował z klejem chłopaki na oddziale mówią, że ty kurwo jesteś gejem ujawnij się Wojtku, bo to już najwyższy czas nic ci nie da, że poluxnisz trochę pas z podwiniętymi rękawami chcesz wyglądać na luzaka lecz nie zmienisz kurwo tego, że masz w spodniach mikro -ptaka zgrywasz twardziela, ale jesteś zwykłą ciotą imponować to ty możesz dachowym kotom chciałbyś być sznowanym za czyste buty ale na oddziale gadają, że obciągasz druty jesteś wart mniej niż najgorszy cwel na oddziale każdy jeden wysmarował by ci mordę w kale jesteś wart tylko tyle by ci naszcać do ryja a na koniec wsadzić w dupę kija życzę ci kurwo, żeby zdechło ci wszystko co kochasz i żeby wszyscy widzieli jak srasz pod siebie i szlochasz