Zbigniew Kękuś jest doktorem ekonomii. Przez lata wykładał w krakowskiej Akademii Ekonomicznej, potem pełnił dyrektorskie funkcje w poważnych instytucjach. Wraz z żoną wychowywali dwóch synów, ale małżeństwo przestało się układać. W efekcie w 1997 roku w Sądzie Okręgowym w Krakowie rozpoczęła się trwająca… dziewięć lat sprawa rozwodowa. Małżonkę pana Zbigniewa reprezentowała mec. Wiesława Zoll, żona profesora Andrzeja Zolla.
15 lat walk Zbigniewa Kękusia ukazuje jak w soczewce stan wymiaru sprawiedliwości . Dziś Kękuś ze statusem oskarżonego nie ma żadnych szans na pracę. Jego długi sięgają 200 tys. zł.
Zbigniew Kękuś walczył o prawo do nieskrępowanego kontaktu z synami. Biegli z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego wydali opinię, w której czytamy m.in.: „Dzieci powinny mieć jak najszerszy kontakt z ojcem. (…)Troska o dzieci została zweryfikowana przez badania psychologiczne i dzieci ujawniły, że ojciec jest troskliwy, opiekuńczy i zaangażowany w sprawy dzieci. Małoletni wymagają szerokich, nieskrępowanych kontaktów z ojcem, odbywających się zarówno w domu, jak i poza miejscem zamieszkania. Chłopcy czują się kochani i akceptowani zarówno przez matkę, jak i ojca. (…)Dla prawidłowego rozwoju dzieci sąd powinien zapewnić mu jak najszersze, nieograniczone kontakty z dziećmi”. Niestety: pomimo jednoznacznej opinii psychologów sąd zgodził się, by ojciec spotykał się z synami jedynie co dwa tygodnie, w sobotę i niedzielę.
Tak było przez 8 lat.
Gdy zdrowie młodszego syna zaczęło szwankować, w lutym 2001 roku Kękuś wystąpił do sądu o zgodę na zabieranie chłopca na zajęcia na basenie wymagane w rehabilitacji skoliozy, nakazane przez specjalistę od rehabilitacji. Choć dla zdrowia dziecka czas miał znaczenie kluczowe, sąd nie rozpatrywał wniosku przez… 11 miesięcy. -Zażądał natomiast, abym poddał się badaniom psychiatrycznym, nie podając podstawy prawnej ani uzasadnienia – mówi pan Zbigniew. Zdesperowany ojciec napisał: „Jesteście panie sędziny okrutnymi sędziami”.
Okazało się, że słowa te głęboko dotknęły sąd, który za ubliżenie jego powadze nałożył na Kękusia karę grzywny w kwocie 1000 zł,a wniosek o umożliwienie rehabilitowania syna oddalił.
Narastające od lat napięcie przeistoczyło się w prawdziwą wojnę nerwów. Zbigniew Kękuś przystąpił do bezpardonowej batalii o prawo do nieograniczonego kontaktu i opieki nad dziećmi. Sprawa przetoczyła się przez wszystkie instancje. Zrozpaczony, prosił o pomoc, gdzie tylko mógł: pisał do rzecznika praw dziecka, do rzecznika praw obywatelskich, do Stowarzyszenia Praw Ojca itp. Na wielu stronach przedstawiał nieprawidłowości, jakich – w jego ocenie – dopuściła się Temida, a także obrońca jego żony.
Sprawą zajmowało się w sumie kilkunastu sędziów i prokurator. Jedyne efekty ich pracy to nałożenie na Kękusia obowiązku zapłaty 18 750,00 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania oraz…. sporządzony przeciwko niemu 12.06.2006 r. akt oskarżenia przez Prokuraturę Rejonową Kraków Śródmieście-Wschód. Zarzut: Obraza majestatu sędziowskiego. Bo Kękuś, doprowadzony do ostateczności, w swych pismach w istocie nie przebierał w słowach. Pisał to, co myślał o sędziach rozpatrujących jego wnioski.
Oskarżony za czyny niepopełnione
O postawienie Kękusia w stan oskarżenia wnioskował ówczesny prezes Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Włodzimierz Baran, który w czerwcu 2004 r. złożył zawiadomienie o popełnieniu przez niego przestępstw na szkodę sędziów krakowskiego sądu.
Prokurator postawił Kękusiowi w sumie 18 (!)zarzutów. W akcie oskarżenia przekonywał, że za pośrednictwem internetu znieważył 15 krakowskich sędziów, używając wobec nich słów obraźliwych i pomówił ich o takie postępowanie i właściwości, które mogą poniżyć ich w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania. Kolejne dwa zarzuty dotyczyły obrażenia mecenas Wiesławy Zoll oraz prof. Andrzeja Zolla, ówczesnego rzecznika praw obywatelskich, rzekomo pomówionego przez Kękusia w sieci, „co mogło go poniżyć w opinii publicznej i narazić na utratę zaufania publicznego”. W ostatnim zarzucie prokurator przekonywał, że Kękuś rozpowszechniał za pośrednictwem portalu Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca i strony internetowej, uznanej przez prokuraturę za utworzoną przez niego, informacje z jego rozpraw rozwodowych.
Tymczasem pan Zbigniew żadnych pism na stronach internetowych nie umieszczał: prosząc o pomoc, wysyłał je do różnych osób i instytucji, ale na ich dalsze losy nie miał żadnego wpływu. Ale najistotniejsze jest to, że wtedy, gdy w 2007 roku przeciwko Kękusiowi prowadzono sprawę karną, zamieszczanie przez kogokolwiek takich treści w internecie nie było już przestępstwem i sąd nie miał prawa nikogo za to ścigać! Stwierdził to 11 X 2006 r. Trybunał Konstytucyjny, orzekając, że przestępstwem jest jedynie znieważenie funkcjonariusza publicznego w trakcie pełnienia przez niego czynności służbowych, natomiast karanie obywatela za krytykę funkcjonariusza poza miejscem pracy jest niedopuszczalne i niezgodne z Konstytucją RP.
Pomimo tego Sąd Rejonowy w Dębicy – do którego decyzją Sądu Najwyższego sprawa Kękusia została przekazana 27 X 2006, zatem już po orzeczeniu TK – sprawy nie umorzył. Uznał jednak, że oskarżający pana Zbigniewa prokurator nie zebrał dowodów umożliwiających stwierdzenie, kto umieścił na stronach internetowych sporne pisma i zwrócił mu sprawę celem uzupełnienia braków. Jednak Sąd Okręgowy w Rzeszowie, mimo tych elementarnych wad postępowania przygotowawczego… nakazał sądowi w Dębicy ścigać Kękusia.
Skazany zaocznie pomimo braku dowodów
W tej sytuacji sąd sam zwrócił się o wyjaśnienia do operatorów Interii i Wirtualnej Polski. Jednak z odpowiedzi, przekazanej sądowi przez Dział Bezpieczeństwa Interia PL w żaden sposób nie wynika, by sprawcą zamieszczanych tam kontrowersyjnych treści mógł być oskarżony. Co więcej: administrator Bezpieczeństwa Wirtualnej Polski wręcz wskazał imię i nazwisko właściciela strony, na której sporne pisma zamieszczono. I nie był to wcale Kękuś! Jednak sąd postanowił zrezygnować z wezwania świadka na przesłuchanie, bowiem – jak czytamy w protokole… nie można mu było doręczyć wezwania, a nie jest znany jego adres zamieszkania(!).
18 grudnia 2007 roku w Dębicy zapadł skazujący wyrok: Kękuś winien. Wcześniej 15 krakowskich sędziów jeździło do Dębicy, by zeznawać przeciwko doprowadzonemu do ostateczności ojcu, walczącemu o swe dzieci. To sprawa bezprecedensowa, podobnej w Polsce nie było. Został skazany na 15 tys. zł grzywny oraz 2,1 tys. zł tytułem pokrycia kosztów postępowania. Orzeczenie zapadło zaocznie, bo oskarżony – jak twierdzi – nie wiedział, że rozprawa w tym dniu ma się odbyć.Tymczasem sąd utrzymuje, że wezwanie doręczono zgodnie z procedurą. – Przecież to nonsens: gdybym wiedział o terminie rozprawy kluczowej dla mojego życia, chcąc się bronić, przyjechałbym na nią – mówi pan Zbigniew. – Co więcej: o wydaniu wyroku dowiedziałem się dopiero z pisma z 15 stycznia, kiedy wyrok już się uprawomocnił, nie mogłem więc wnosić ani o jego uzasadnienie, ani się od niego odwołać !
Skazanego nikt nie zatrudni
Wcześniej Kękuś pełnił funkcję jednego z dyrektorów w centrali Banku Zachodniego WBK S.A. W dniu 2 listopada 2006 r. rozpoczął pracę na stanowisku dyrektora pionu w centrali ING Banku Śląskiego S.A., lecz już 6 listopada 2006 r. został z pracy zwolniony z powodu – jak twierdzi – wydanego przeciwko niemu aktu oskarżenia. Potem przez ponad rok pracował w DTZ Management. Następnie zaproponowano mu pracę w centrali PLL LOT S.A. w Warszawie na stanowisku dyrektora pionu infrastruktury. – Pracę rozpocząłem 15 września 2008 r. Po kilku tygodniach prezes poinformował mnie, że Aleksander Grad, ówczesny minister skarbu, zdecydował, że jeśli nie zdejmę strony internetowej, na której opisywana jest moja sprawa, stracę pracę. Z końcem stycznia 2009 r. poinformowałem premiera, że jestem szantażowany, bo jeśli chcę pracować, nie mogę korzystać z konstytucyjnego prawa do wolności słowa. 6 lutego 2009 roku rozwiązano ze mną w trybie natychmiastowym umowę menedżerską -opowiada Kękuś. Od tego czasu nigdzie pracy nie znalazł.
Walczył jednak dalej. Sprawą zainteresował się poseł Zbigniew Wassermann, który – przekonując m.in., że skazanie go w świetle wyroku TK było niedopuszczalne – składając interpelację poselską we wrześniu 2009 r. o wyjaśnienie zwrócił się do Andrzeja Czumy, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Mec. Zbigniew Wassermann napisał: „Jakkolwiek negatywnie nie ocenialibyśmy samego zachowania sprawcy, działania organów wymiaru sprawiedliwości nie mogą wykraczać poza określone ramy”.
Ale starania posła nie przyniosły żadnego efektu. Również następca Czumy, minister Krzysztof Kwiatkowski odpowiedział ówczesnemu marszałkowi Sejmu, Bronisławowi Komorowskiemu – który także zainteresował się sprawą -że nie ma podstaw do wniesienia kasacji od skazującego wyroku dębickiego sądu.
Po tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej Zbigniewa Wassermanna jego córka, mec. Małgorzata Wassermann – podając te same argumenty, które wcześniej przedstawiał jej ojciec -wystąpiła do Sądu Okręgowego w Rzeszowie o uchylenie wyroku skazującego Kękusia. I sąd rzeszowski zgodził się z tymi argumentami: wyrokiem z dnia 15 września 2010 r. uchylił wyrok sądu z Dębicy i przekazał mu sprawę do ponownego rozpatrzenia w zakresie 16 czynów, tj. dotyczących rzekomego znieważenia 15 sędziów.
Gest rozpaczy: głodówka
Pomimo uchylenia wyroku przez SO w Rzeszowie Kękuś nadal pozostawał skazanym, gdyż uchyleniem objęto tylko 16 spośród 18 wszystkich zarzutów. Doprowadzony do rozpaczy, 30 maja 2011 r. rozpoczął protest głodowy przed gmachem Prokuratury Generalnej w Warszawie. Tą drogą chciał przekonać prokuratora generalnego do zweryfikowania słuszności jego stanowiska, że został skazany za czyny, które popełniły inne osoby. I po nagłośnieniu protestu przez stołeczne media i portale internetowe krok ten okazał się skuteczny: prokurator generalny Andrzej Seremet zlecił swemu zastępcy przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. I nastąpił kolejny przełom: w rezultacie tego postępowania 23.08.2011 r. Andrzej Seremet wniósł do Sądu Najwyższego kasację na korzyść Kękusia w zakresie dwóch pozostałych czynów. W uzasadnieniu Seremet podkreślał, że w aktach sprawy nie ma żadnych dowodów poświadczających, że skazany był sprawcą, pomocnikiem lub podżegaczem do popełniania czynów, za które został skazany. A Sąd Najwyższy zgodził się z tymi argumentami i uchylił zaskarżony wyrok w zakresie pozostałych 2 czynów, przekazując je dębickiemu sądowi do ponownego rozpatrzenia. SN stwierdził, że sędzia z Dębicy poczynił ustalenia, które nie mają żadnego oparcia w dowodach, a wręcz przeciwnie – są sprzeczne z treścią tych dowodów. -I na tej podstawie zniszczyli mi życie! Wiedząc, że to nie ja! – Kękuś nie może zrozumieć, jak można go było skazać na podstawie dowodów braku jego winy.
Jak zrobić z Kękusia niepoczytalnego?
Tak więc po wyroku kasacyjnym SN Kękuś nie jest już skazanym, lecz z powrotem oskarżonym i jego sprawa karna znów znalazła się w dębickim sądzie. Pan Zbigniew oczekiwał, że w tej sytuacji zostanie wkrótce uniewinniony. A co postanowiła Temida? W kwietniu br. sąd dębicki wyznaczył mu obrońcę, powołując się na art. 79 kpk, który mówi, że oskarżony ma mieć pełnomocnika z urzędu wówczas, gdy zachodzi uzasadniona wątpliwość co do tego, że jest on osobą niepoczytalną… A w czerwcu skierował go na badania psychiatryczne.
Jednak pan Zbigniew na badania się nie stawił, żądając uzasadnienia. Otrzymał wyjaśnienie, że go nie otrzyma, bo sąd nie ma obowiązku jego sporządzania. – Na 20 lipca otrzymałem wezwanie do Szpitala im. Babińskiego. Złożyłem wtedy pismo do dyrekcji z prośbą o wyjaśnienie, czy na podstawie wyników badań z lipca br. biegli psychiatrzy będą w stanie ustalić stan mojego zdrowia psychicznego w okresie od stycznia 2003 roku do września 2005 roku, gdy popełniano czyny, o które ponownie jestem oskarżony. Dowiedziałem się jednak, że wyjaśnienia nie otrzymam – relacjonuje. I konkluduje: – Chcą zrobić ze mnie chorego psychicznie, bo wówczas sędziowie nie musieliby zajmować się swoimi błędami, lecz uznaliby mnie za niewinnego z powodu niepoczytalności. Wówczas status skazanego zastąpiliby statusem wariata.
Kolejna głodówka
26 lipca rozpoczął protest głodowy przed głównym wejściem do krakowskiego sądu. Żądał wycofania się sędziów z decyzji o zajęciu przez komornika mieszkania, którego jest współwłaścicielem i w którym mieszkają jego dzieci. Chodziło o 8,7 tys. zł, których Sąd Okręgowy domagał się od Zbigniewa Kękusia tytułem zwrotu kosztów postępowania. Ponieważ roszczenie to Kękuś uznał za przedawnione i pieniędzy nie wpłacił, zapadła decyzja o tak zwanej egzekucji kwoty z własnościowego prawa do mieszkania. By temu przeciwdziałać, podjął wszelkie możliwe kroki prawne. Bez efektu.
Co uczyniła Temida, gdy u jej wrót zaczął głodować doprowadzony do ostateczności człowiek? Następnego dnia Prokuratura Rejonowa Kraków- Krowodrza wystąpiła do MOPS-u o objęcie Zbigniewa Kękusia… pomocą. „W szczególności proszę o ustalenie, czy stan zdrowia i okoliczności życiowe osoby nie uzasadniają poddania przymusowemu leczeniu lub innej formie wsparcia dla poprawy zdrowia” – pisze prokurator. Ale MOPS uznał sprawę za bezprzedmiotową: nie ma bowiem prawa kierować na przymusowe leczenie, a pomocą materialną Kękuś nie był zainteresowany.
Do protestu głodowego Kękusia dołączyły kolejne osoby, które podobnie jak on uważały, że zostały zniszczone przez wymiar sprawiedliwości. Sprawą zainteresowały się media.
I okazało się, że Kękuś miał rację: 10 sierpnia, po 16 dniach głodówki wiceprezes Sądu Okręgowego napisał, że uznaje za słuszny podniesiony przez niego zarzut o przedawnieniu roszczeniania w kwocie 8,7 tys. z ł i wystąpi do komornika o umorzenie postępowania egzekucyjnego.
Jednak Zbigniew Kękuś od bramy sądu nie odejdzie: teraz walczy o ponad 20 tys. zł. To między innymi odsetki od wpłaconej w 2003 roku kwoty prawie 8 tys. zł za apelację od – jak uznał Sąd Apelacyjny w Krakowie w 2004 r. – wadliwego wyroku w sprawie rozwodowej. Kwoty, którą sąd zwrócił mu dopiero w grudniu… 2009 roku.
Temida mówi niewiele
Sędzia Włodzimierz Baran, poprzedni prezes Sądu Apelacyjnego, jest już na emeryturze. Odesłał nas do Jana Kremera, rzecznika Sądu Apelacyjnego – jednego z piętnastu sędziów zeznających przeciwko Kękusiowi w Dębicy. Ale rzecznik – jak podkreślił – niewiele pamięta ze zdarzeń sprzed 5 lat. – Dostałem wezwanie do dębickiego sądu i jak każdy obywatel pojechałem na przesłuchanie – wyjaśnia. -Niewiele mogę pomóc: jest to zdarzenie z przeszłości i nie widzę powodu, abym ja miał się tym dziś zajmować – skwitował rozmowę. Również Barbara Stój, prezes Sądu Rejonowego w Dębicy, ma niewiele do powiedzenia. Podkreśla, że sąd nie musi uzasadniać wniosku o skierowanie oskarżonego na badania psychiatryczne. – Sprawa Kękusia jest w toku – konkluduje.
O rozmowę poprosiliśmy Andrzeja Zolla. Jednak profesor nie chciał rozwodzić się na ten temat: – Ten człowiek zatruwa mi życie od lat. Obrażał moją żonę, pisał do mnie na nią skargi. Mógłbym wystąpić przeciwko niemu z oskarżenia prywatnego, ale nie chcę tego robić, gdyż został ciężko doświadczony przez los i z pewnością potrzebuje pomocy – mówi profesor. Stanowczo odradził reporterce „DP” rozmowę ze swoją żoną, mec. Wiesławą Zoll, gdyż – jak oświadczył- z pewnością nie będzie tej sprawy komentować.
Na rozmowę zdołaliśmy namówić sędziego z Rzeszowa, który sprawę Kękusia zna bardzo dobrze: w jego ocenie jest ona kuriozalna. Podkreśla, że sprawy rozwodowe i walka o dzieci z natury rzeczy wzbudzają olbrzymie emocje.
Ale za ich tolerowanie płacą sędziom nie najgorsze pieniądze, to wkalkulowane w ich zawód. A jeśli w danym przypadku sędzia nie potrafi pozbyć się emocji i czuje się urażony słowami strony, jego obowiązkiem jest wyłączenie się ze sprawy. Jeśli tego nie zrobi, narusza konstytucyjne prawo obywatela do procesu, prowadzonego przez bezstronnych, wolnych od emocji sędziów – komentuje rozmówca „DP”.-Kękuś jest uczciwy, tylko agresywny w słowie. Ale to nie jest czyn, za który się ludzi skazuje – dodaje sędzia. Nie wątpi, że Kękuś nie naruszył prawa, lecz obyczaje.
źródło: dziennikpolski24.pl
Dorota Stec-Fus
Jeden komentarz do “Bezwzględna Temida”