Aż 9 dni przepracowała w grudniu nazywająca samą siebie sędzią Halina Waluś z domu Wołkow ps. „Gorzelnia”, z tak zwanego sądu rejonowego w Stargardzie. Choć słowo „praca” oraz „dzień” są tutaj znacznym skrótem myślowym. „Praca” Walusiowej polegała na wysłaniu kilku nieszczęśników do więzień oraz okradzeniu kolejnych metodą „na grzywnę i zadośćuczynienie”. Waluś „pracowała” standardowo 1,5 godziny dziennie przez 9 dni w miesiącu. Podatnik zapłacił jej za to 12.000 zł. Jeszcze bardziej „pracowita” okazała się jej koleżanka, nazywająca samą siebie sędzią Kamila Klimczak z domu Czajkowska ps. „Oszusta” z tego samego tzw. sądu. Ta zasuwała w pocie czoła, aż 7 dni w miesiącu. Standardowo po 50 minut dziennie, skazując starsze panie za handel zniczami w niedozwolonym miejscu, lub też dziennikarzy za „nękanie w prasie”. Utrzymanie Klimczakowej za 7 dni pracy w miesiącu, kosztowało polskiego podatnika w grudniu 2020 roku ponad 12.000 zł.
Tak zwani sędziowie to zwykli urzędnicy, często niedouczeni i reprezentujący sobą poziom rynsztoku. Najlepiej widać to po wspomnianych: Kamili Klimczak i Halinie Waluś z tak zwanego sądu w Stargardzie. Klimczakowa wyłudziła z kasy sądu apelacyjnego w Szczecinie dwa kredyty na rzekome zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych (mając w dniu składania wniosków o kredyt : dom, dwa mieszkania, trzy działki, dwa samochody i 100 000 zł. oszczędności). Prowadzi ponadto od wielu lat niezarejestrowaną działalność gospodarczą. Posiada ponad milionowy majątek, przy dochodach niższych niż szanowane postacie życia publicznego: posłowie, senatorowie, prezydenci miast, czy średni przedsiębiorcy. Aby wejść w jego posiadanie, Klimczak musiały by odkładać zarabiane pieniądze przez 50 lat. Podobnie rzecz ma się z Walusiową, podmieniającą na przestrzeni kilku miesięcy publicznie dostępne oświadczenia majątkowe, gdy wykazaliśmy jej finansowe machlojki. Oprócz tego, jej zachowanie, podobnie jak Klimczakowej, wskazuje na poważne zaburzenia osobowości oraz postępującą w zastraszającym tempie paranoję. Obie powinny leczyć się psychiatrycznie, albowiem stwarzają zagrożenie dla otoczenia.
Na ile społeczeństwo wycenia pracę Walusiowej i Klimczakowej?
Jako, że nasza redakcja nie jest obiektywna w temacie wyceny pracy obu nazywających siebie sędziami osobniczek ( nasza propozycja pracy dla jednej i drugiej to ładowanie taczki żwirem na podrzędnej budowie za 3,50 na godzinę ), postanowiliśmy zatem spytać zwykłych ludzi. – Ja bym taką Klimczak to zatrudnił do zbierania końskiego łajna w stajni – mówi nam pan Grzegorz, mieszkaniec Starej Dąbrowy w Powiecie Stargardzkim. – Przynajmniej ta farbowana, starzejąca się, nadgryziona zębem czasu kobieta na starość by się nauczyła co to znaczy praca. 12 tysięcy miesięcznie? Panie, za co? Za jedzenie ptasiego mleczka i picie kawy za państwowe środki? Pyta nas mężczyzna. Podobnego zdania jest sklepikarka ze Starej Dąbrowy, z którą rozmawialiśmy w ubiegłym tygodniu. – Ta Klimczak to znienawidzona jest w całej okolicy. Łapownictwo chyba odziedziczyła po ojcu. Jak dobrze, że już ich w naszej gminie nie ma. Przynajmniej ludzie odetchnęli. Robota adekwatna do umiejętności i wiedzy Klimczak? Prostytutka. W zasadzie ta praca dużo się nie różni od pracy sędziego. No może bardziej społecznie użyteczna. Z prostytutki przynajmniej jest jakiś pożytek – mówi pani Edyta.
Jaka praca dla Waluś ?
-Myślę, że Waluś spełniła by się na budowie. Kobita zdrowa. Spokojnie 100 kilo wyciśnie na klatę, a jak by się trochę zmęczyła to i prześladować ludzi by jej się odechciało. A że za kołnierz nie wylewa, to i „zdrowie na budowie” by odchodziło od rana do wieczora – mówi w rozmowie z nami pan Krystian ze Stargardu. 12 tysięcy dla takiego śmierdzącego lenia jak Waluś? Pan żartuje? Najniższą krajową i flaszkę żołądkowej gorzkiej. Z tego ostatniego najbardziej by się ucieszyła – dodaje mężczyzna.
Co teoretycznie robią w miesiącu, podczas 23 dni wolnego Waluś i Klimczak ?
Czytając teoretyczny zakres obowiązków Walusiowej i Klimczakowej w pozostałe dni wolne od wsadzania ludzi do więzień i okradania ich z posiadanych majątków nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. – Godne reprezentowanie sądu, przyjmowanie skarg i wniosków, zastępowanie pozostałych leni w togach, gdy ci wyjadą na Seszele, przedkładając pracodawcy L-4, to tylko niektóre z nich. Wychodzi więc na to, że polski podatnik dotuje za 9 dni pracy w miesiącu, takich leniwych nierobów jak Waluś i Klimczak kwotą 24 000 zł.
A Państwo jak oceniają pracę tak zwanych sędziów w Polsce w stosunku do ich zarobków? Zachęcamy do komentowania i dzielenia się swoimi spostrzeżeniami w tej materii.
Jak oceniam pracę bandytów w togach? Na duże zero. Do łagru u Putina ich wysłać w bydlęcych wagonach.