Z naszą redakcją skontaktował się pan Bartłomiej, mieszkaniec powiatu nakielskiego w województwie kujawsko-pomorskim. Przedsiębiorca ten od ponad siedmiu miesięcy nie może doprosić się zwrotu prawomocnie zasądzonego mu zwrotu środków za wniesienie powództwa, w kwocie 7 tysięcy 125 zł. Zdesperowany mężczyzna zaangażował w sprawę nawet Ministerstwo Sprawiedliwości.
– Jak słyszę hasła „wole sądy” mam wrażenie że one jeszcze bardziej wolne być nie mogą – ironizuje w rozmowie z nami pan Bartłomiej. – Ja bym tych pasożytów w togach wysłał do pracy w mojej firmie. Łopata, taczka, goła dniówka i kopa w….. na wypadek gdyby nie wyrobili normy. Siedzą takie śmierdzące lenie w tych sądach, piją kawkę i jedzą słone paluszki za pieniądze podatnika i na wszystko mają czas – dodaje zdenerwowany mężczyzna.
Nie dość, że wyroku nie wydali, to jeszcze nie chcą oddać kasy
Pan Bartłomiej, wystąpił rok temu do Sądu Rejonowego Lublin- Zachód w Lublinie VI Wydział Cywilny, potocznie zwanego „e-sądem” z prostą sprawą w postępowaniu o zapłatę z weksla.
– Myślałem, że poczekam maksymalnie dwa miesiące i z prawomocnym postanowieniem udam się do komornika, aby ściągnąć z nierzetelnego kontrahenta należne mi środki. Od zarejestrowania sprawy w systemie teleinformatycznym to wydania nieprawomocnego postanowienia minęło cztery miesiące. Przetarłem oczy ze zdziwienia, gdy ten ich „e-sąd” stwierdził, iż dołączone przeze mnie dokumenty niezbyt dostatecznie uprawdopodobniają istnienie długu. Dziwi to ty bardziej, że ten sąd słynie ze stwierdzania ważności nigdy nie istniejących długów za prąd gaz, czy wystawianie wyroków na nieboszczyków i jest maszyną do produkcji lewych wyroków dla przeróżnej maści cwaniaków i wyłudzaczy pieniędzy od emerytów. Gdy pojawia się potwierdzona dokumentami zaległość płatnicza, sąd jednak umywa ręce.
Wysłali powództwo do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy
Po czterech miesiącach od złożenia powództwa Sąd Rejonowy Lublin- Zachód w Lublinie przesłał akta sprawy do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy w celu merytorycznego rozpoznania powództwa. Tam akta przeleżały kolejne trzy miesiące.
– Po raz drugi doznałem szoku, kiedy otrzymałem pismo po blisko pół roku, że powództwo nie zostało opłacone, dlatego, jeśli w ciągu 7 dni nie dokonam zapłaty 7125 zł, sąd sprawę umorzy. Z tą mafią w togach trzeba się zetknąć choć raz w życiu, aby osobiście można było stwierdzić, że to banda nieuków i ćwierćinteligentów – mówi zdenerwowany przedsiębiorca. Moje pismo wraz z przesłaniem potwierdzenia zapłaty na konto „e-sądu” w Liblinie nic nie dało. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy sprawę umorzył.
Umorzyli, ale kasy nie oddali do dziś.
W lutym minie osiem miesięcy od czasu, kiedy pan Bartłomiej bezskutecznie walczy o zwrot środków za wniesienie powództwa.
– Zostałem okradziony dwukrotnie. Raz przez swojego dłużnika, drugi raz przez państwo polskie, w imieniu którego te togowe półgłówki przetrzymują moje pieniądze. Mężczyzna po ośmiu miesiącach słania pism i wydzwaniania do sekretariatów Sądu Rejonowego Lublin- Zachód w Lublinie oraz Sądu Okręgowego w Bydgoszczy poprosił o pomoc prawnika, który wystąpił z odpowiednimi wnioskami do prezesów obu sądów. Od podjęcia takich kroków minęło już dwa miesiące, a zwrot środków nie nastąpił do dnia dzisiejszego.
Napisał do Ministra Sprawiedliwości
– Panie redaktorze, to wszystko działo i dzieje się w okresie największego zastoju gospodarczego spowodowanego pandemią koronawirusa. Ja już naprawdę nie mam siły walczyć o swoje właśnie pieniądze. Mam nadzieję, że hrabiostwo w togach zareaguje na pisma z Ministerstwa Sprawiedliwości.