W Zakładzie Karnym w Czarnem zmarł 32-letni Bartłomiej Miecznikowski. Mężczyzna,
który odbywał wyrok za samosąd dokonany na sprawcy gwałtu, miał wyjść na wolność za
dwa lata. Zmarł po brutalnym pobiciu i całkowitym zignorowaniu objawów zatrucia
narkotykami. Przez ponad trzy godziny nikt nie udzielił mu pomocy medycznej.

Około godziny 18:00 Bartek źle się poczuł. Został przeprowadzony do punktu medycznego, gdzie wykonano test na obecność substancji psychoaktywnych – wynik był pozytywny. Wykazywał oznaki zaburzenia świadomości, miał omamy, a saturacja krwi wynosiła tylko 88%. Mimo ewidentnego zagrożenia życia, nie podano mu leków, nie nawodniono organizmu, nie wezwano pogotowia.
W przypadku ostrych zatruć czas to życie. Zatrzymanie toksyn w krwiobiegu przez dłuższy czas prowadzi do uszkodzenia organów i niewydolności oddechowej – wyjaśnia toksykolog prof. Andrzej Urban z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Bartek wielokrotnie prosił o lekarza – bezskutecznie.
Dramatyczne pobicie
Około godziny 21:00 został wyprowadzony z celi przez funkcjonariuszy. Był osłabiony i
zdezorientowany. Na korytarzu założono mu kajdanki, po czym przewrócono na ziemię. Jeden z
funkcjonariuszy klęczał na jego klatce piersiowej, inni zadawali ciosy w głowę i kark.
Zarejestrowano 31 uderzeń w ciągu dwóch minut.
Błagał, żeby przestali. Krzyczał, że się dusi. A oni bili dalej. Gdy przestał się ruszać,
jeden z nich kopnął go i powiedział: ‘Nie świrus, wstawaj’. Ale on już nie żył – mówi
funkcjonariusz, który zdecydował się ujawnić kulisy zdarzenia.
Dopiero po około 27 minutach pojawił się zespół ratownictwa medycznego. Reanimacja nie
przyniosła skutku.

Matka Bartka: „Zabiliście moje dziecko, a on nikomu już nie zagrażał”
Mój Bartek… On już odpokutował. On po prostu nie mógł znieść tego, co zrobiono tej
dziewczynce. A wyście go skatowali jak zwierzę. Czy tak wygląda sprawiedliwość?
Zabiliście moje dziecko – mówi łamiącym się głosem matka Bartłomieja, pani
Krystyna Miecznikowska.„Proszę, niech ktoś za to odpowie. Nie chcę pomnika, tylko prawdy.
Rodzina domaga się pełnego wyjaśnienia sprawy i publicznego ujawnienia nagrań z monitoringu.
Krystyna Miecznikowska nigdy nie miała łatwego życia. Gdy miała zaledwie 34 lata, zmarł jej mąż – ojciec Bartka – na rozległy zawał serca. Miał tylko 37 lat. Odszedł nagle, zostawiając ją samą z trójką małych dzieci. W jednej chwili ich życie rozsypało się jak domek z kart.
Pamiętam, że Bartek miał wtedy tylko 9 lat. Patrzył na mnie i nie rozumiał, czemu tata już nie wróci z pracy. A ja? Ja musiałam szybko przestać płakać. Bo ktoś musiał ugotować zupę. Bo ktoś musiał dzieciom obciąć paznokcie. Bo ktoś musiał dalej żyć – mówi z drżącym głosem pani Krystyna.
Wychowywała dzieci samotnie, pracując na dwa etaty. Żyli skromnie, ale z dumą. Bartek, choć zbuntowany, zawsze stawał w obronie słabszych. To właśnie ta cecha stała się przyczyną jego wyroku – stanął w obronie skrzywdzonej dziewczyny, wymierzając sprawiedliwość.
Wiem, że nie powinien tego robić. Ale nie potrafił patrzeć na bezkarność. Czy to było aż tak niewybaczalne, żeby potem skatować go na śmierć ?
Gdy syn trafił do więzienia, odwiedzała go regularnie. W każdej rozmowie powtarzał, że po wyjściu chce zacząć nowe życie.
Kiedy zadzwonili z więzienia, że Bartek nie żyje, upadła na podłogę w kuchni. Do dziś nie pamięta, kto pierwszy ją podniósł.
Straciłam męża. Straciłam syna. Zostały mi zdjęcia i głosy w głowie. I ta jedna myśl,
która nie daje mi spać: że umierał sam, pobity, bezbronny… a ja nie mogłam nic zrobić.
Pani Krystyna nie szuka już sprawiedliwości – ona walczy o pamięć. O to, by ktoś usłyszał krzyk, którego nikt nie chciał wtedy usłyszeć. Krzyk matki, której zabrano nie tylko dziecko, ale i resztki sensu życia.
Kto odpowiada za nadzór nad więzieniem ?
Dyrektorem Zakładu Karnego w Czarnem jest ppłk Jacek Chmiel, psychopatyczny klawisz znany– według byłych osadzonych – z twardej i brutalnej polityki wewnętrznej. Chmiel objął stanowisko po przejściu na emeryturę płk Wojciecha Brzozowskiego w 2020 roku.

Kto zamordował Bartka ?
Według ustaleń portalu kasta.news jednym z oprawców, którzy zabili Bartka był Michał B.
Mężczyzna w wieku 37 lat, który wrócił niedawno ze Szwecji. Tam pracował spokojnie, fizycznie, żył z dala od przemocy. Po powrocie do Polski wstąpił do Służby Więziennej. Już pierwszego dnia służby został uderzony w twarz przez osadzonego. Od tamtego czasu – jak mówią jego koledzy – „twardniał z każdą zmianą”. Ale twardość nie jest usprawiedliwieniem dla sadyzmu. Nikt, kto nosi mundur Rzeczypospolitej, nie ma prawa klęczeć na piersi człowieka i okładać go pięściami, aż przestanie oddychać.